Toruń – Warszawa

Toruń – Warszawa 279 km

Etap 01  01.03.2023 Toruń – Toruń Czerniewice 12 km

Etap 02  02.03.2023 Toruń Czerniewice – Ciechocinek 20 km

Etap 03  03.03.2023 Ciechocinek – Lubanie 24 km

Etap 04  04.03.2023 Lubanie – Włocławek 21 km

Etap 05  05.03.2023 Włocławek – Dobrzyń nad Wisłą 27 km

Etap 06  06.03.2023 Dobrzyń nad Wisłą – Płock 34 km

Etap 07  08.03.2023 Płock – Nowy Reczyn 29 km

Etap 08  09.03.2023 Nowy Reczyn – Wyszogród 20 km

Etap 09  10.03.2023 Wyszogród – Smoszewo 29 km

Etap 10  11.03.2023 Smoszewo – Modlin 18 km

Etap 11  12.03.2023 Modlin – Jabłonna 25 km

Etap 12  13.03.2023 Jabłonna – Warszawa 20 km

 

Etap 01  01.03.2023 Toruń – Toruń Czerniewice 12 km  

Wymarzony początek trasy Toruń – Warszawa. Może to rekompensata za moja nieudaną grudniową wyprawę do Włoch. Pojechałem z zamiarem przejścia z Rzymu na Monte Cassino. Niestety, przez przeziębienie przeleżałem trzy dni w rzymskim hotelu i na Monte Cassino dotarłem, ale samochodem. Samo miejsce wywarło na mnie wielkie wrażenie i obiecałem sobie, że jeszcze tam wrócę. Oczywiście pieszo. Wracając do obecnej wyprawy, to z domu wyjeżdżam o 6 rano, przy minus sześciu, autobus do Wrocławiu, a potem już IC do Torunia. Przyjeżdżam w południe. Pogoda rewelacyjna, po prostu wspaniała wiosna, ciepło i pełne słońce. Plan jest prosty, pochodzę trochę o toruńskiej starówce a potem, tak jak to zacząłem robić ostatnio, przejdę dla rozgrzewki krótki odcinek na nocleg. W Toruniu sprawdzam postępy w remoncie mojego ulubionego toruńskiego zabytku, kościoła św.Jakuba, potem coś na ząb. Skoro Toruń to tylko chaczapuri z serem z gruzińskiej piekarni na Nowomiejskim Rynku. Słowo daję, rewelacja. Później Szeroką na Stary Rynek, obowiązkowo kościoły NMP i św.Jana i most przez Wisłę. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że Toruń to wspaniałe i wyjątkowe miasto. Naprawdę fajnie tak na rozpoczęcie podładować  tyle pozytywnej energii. Aż chce się iść dalej. Potem już spokojnie, przy pięknej pogodzie, jakieś 10 km. Po drodze stary mennonicki   cmentarz w Rudyku, potem odcinek sosnowym lasem z widokiem na znajdujące się na drugim brzegu Wisły ruiny zamku w Złotorii. Szedłem tam zeszłej jesieni i niestety jakoś tak się stało, że przechodząc przez tą miejscowość całkiem pominąłem te pozostałości zamku. Nocleg w zajeździe przy A1. W sumie udany dzień, fajne wrażenia a i  z wysiłkiem też nie przegiąłem.

Etap 02  02.03.2023 Toruń Czerniewice – Ciechocinek 20 km

Znowu etap spoko. Słoneczna pogoda i do tego, trochę ku mojemu zaskoczeniu, bardzo przyjemna trasa. Najpierw sosnowym lasem w niedalekim sąsiedztwie Wisły. Te tereny kiedyś były zamieszkałe przez sprowadzonych tu menonickich Olędrów, wybitnych specjalistów od zagospodarowywania podmokłych i zagrożonych powodziami terenów. Następnie wioska Otłoczyn, w pobliżu którego w 1980 roku miała miejsce największa katastrofa w historii polskich kolei (ponad 60 śmiertelnych ofiar). Zbliżam się do Ciechocinka, zwracam uwagę na cały system wałów przeciwpowodziowych. Niestety, w swej historii miasto wiele razy spotkały od strony Wisły bardzo bolesne niespodzianki. Zwiedzanie Ciechocinka rozpoczynam od starych tężni. To największy tego typu obiekt w Europie. Szkoda, że jest jeszcze pora zimowa i wszystko nieczynne. Brak możliwości spaceru po grzbiecie tężni wynagradza mi przepiękna pogoda. Przechodzę wzdłuż trzech tężni, potem odwiedzam pomnik, wielce zasłużonego dla miasta, Stanisława Staszica, wreszcie z marszu zaliczał park zdrojowy. Co prawda nie ma jeszcze słynnych dywanów kwiatowych i nic jeszcze nie kwitnie, ale i tak park prezentuje się całkiem całkiem. Hotel, chwila odpoczynku i idę na spacer po uzdrowisku. Tym razem willa Prezydenta RP, stara cerkiew i chyba najbardziej elegancka część zdroju, partery Hellwiga. I znowu, nie ma tu jeszcze co prawda tysięcy kwiatów i o tej porze roku nie działa fontanna, ale i tak odnoszę bardzo pozytywne wrażenie. W sumie Ciechocinek obejrzałem po sezonie. Z jednej strony potencjał Vichy, a z drugiej taki trochę swojski grajdół z głośną muzyką disco polo i klientelą  +60. Na tym chyba polega swoisty urok tego słynnego uzdrowiska.

Etap 03  03.03.2023 Ciechocinek – Lubanie 24 km

Z Ciechocinka idę, trochę przypadkowo, wariantem przez Raciążek. I nie żałuję. To dawne miasteczko (do 1870 r.) z prawie tysiącletnią tradycją, obecnie siedziba wiejskiej gminy. Idę pod górę serpentyną  i wdrapuję się na nadwiślańską skarpę. Zachowany d. układ miasteczka, w rynku okazały gotycko – renesansowy kościół. Robi wrażenie. Potem ruiny zamku biskupiego. Niewiele tego zostało, ale i tak można zauważyć w jak strategicznym punkcie warownia się znajdowała. Dalej droga przez sołectwo Podole, gdzie miejscowe psy maja pełną swobodę. Cztery czy pięć razy muszę odganiać luźno biegające i cholernie hałaśliwe niewielkie czworonogi. Dobrze, ze akurat ja nie mam jakiś lęków w tym temacie, bo byłby naprawdę duży kłopot z bezstresowym przejściem. Wchodzę do Nieszawy. Zaczyna się super. Piękny późnogotycki kościół, obok dworek gdzie urodził się Stanisław Noakowski jeden z najsłynniejszych nieszawskich ziomków. Drugą najbardziej kojarzoną postacią związaną z tym małym miasteczkiem był Ferdynand Ossendowski, kiedyś drugi po H.Sienkiewiczu, najbardziej poczytny w świecie polski pisarz. Po wojnie umieszczony przez komunistów w zapisie cenzorskim i skazany na całkowite zapomnienie. Idę nad Wisłę do przystani promowej. Szkoda, że to nie ta pora roku, kiedy na druga stronę rzeki można się przedostać wehikułem przypominającym mały parowiec.   Nagle następuje niespodziewana zmiana, robi mi się zimno do szpiku kości. Czy to bliskość Wisły czy też jakaś zmiana pogody? Nie umiem odpowiedzieć. Wiem, że nie mogę się przeziębić. Pierwsze, do sklepu, dwie bułki i solidny kawał kiełbasy. Muszę się dobrze nafutrować. Szkoda, że w Nieszawie nie można napić się gorącej herbaty  lub zjeść ciepłej zupy. Ruszam w drogę, muszę możliwie szybko dotrzeć  do hotelu.  Dzisiaj nie jest to jednak takie proste. W tych okolicach brak bazy noclegowej i dwa noclegi zamówiłem we Włocławku. Dziś mam w planie dojść do stacji PKP Lubanie, skąd dojadę do Włocławka na nocleg. Jutro zamierzam wrócić PKP z powrotem na tą samą stację, by tym razem już piechotą dotrzeć do Włocławka. Trochę żal, że byłem zmuszony pospiesznie opuścić  Nieszawę. Planowałem  „parę minut” poszwendać  po tym wędrującym miasteczku. W swej historii Nieszawa trzykrotnie zmieniała swoją lokalizację, by ostatecznie przesunąć się w górę Wisły o dobre 40 km. To miejsce ma urok, choć obecnie nie widać tu oznak szczególnej prosperity. Ale klimaty są, bezspornie mógłby tu być taki drugi Kazimierz nad Wisłą. Jeszcze jakieś 12 km i dochodzę do zadbanej dużej wsi Lubanie z ciekawym neogotyckim kościołem. Potem pociąg i jestem we Włocławku. Hotel a później wieczorny spacer po mieście. Najważniejsze, ze wybroniłem się przed przeziębieniem.

Etap 04  04.03.2023 Lubanie – Włocławek 21 km   

Tak jak planowałem rano jadę pociągiem z Włocławka do stacji Lubanie. Dzisiaj jestem ubrany na maksa, po prostu wszystko co miałem mam na sobie. Prognozy pogody średnie,  ale w sumie było nie najgorzej. Najpierw 16 km do Włocławka. Pierwsza połowa polami i wałami przeciwpowodziowymi nad Wisłą. Okrążam rozległy teren przemysłowy, to włocławski Anwil. Drugą część, kolejne jakieś 8 km, idę wzdłuż drogi wjazdowej od strony Torunia. Po dojściu do Włocławka odpoczywam chwilę w hotelu i dalej, na drugą stronę Wisły na Wzgórze Szpetalskie. Tam kopiec a na nim pomnik bohaterów – obrońców miasta w czasie walk z Sowietami w 1920 r.  W ogóle patriotyczne tradycje Włocławian są godne uwagi. W mieście jest dużo miejsc świadczących zarówno o bogatej, bądź co bądź tysiącletniej historii Włocławka jak i często okazywanym niebywałym męstwie jego mieszkańców. We Włocławku jestem po raz pierwszy i mam w sumie pewien kłopot jak scharakteryzować to miasto. Z jednej strony to duży i ważny ośrodek, stolica Kujaw. Jest tu kilka pięknych kościołów (mnie szczególnie przypadł do gustu ten z klasztoru Franciszkanów), jest pięknie iluminowany na zielono  ponad sześćsetmetrowy most przez Wisłę, jest i okazałe centrum handlowo – rozrywkowe powstałe m.in. na gruzach dawnej wzorcowni fabryki fajansu. Z drugiej strony w centrum miasta spotyka się wiele ruder, obskurnych i szpecących elewacji a także  dziesiątki opuszczonych lokali jak na przykład przy ważnej ulicy 3 – go  Maja. Widać, że Włocławek  jest miastem pełnym kontrastów, które ma sporo do zaoferowania, ale też i posiada wiele nierozwiązanych problemów.

Etap 05  05.03.2023 Włocławek – Dobrzyń nad Wisłą 27 km 

Mam  respekt przed tym etapem, jest dość długi i pogoda niepewna. Wychodząc z Włocławka, po drodze oglądam bursztynowy pałac fundacji współczesnego magnata. Został wybudowany jakieś 15 lat temu. No cóż, rzecz gustu. Potem już do Wisły, tam tama na rzece, tworząca największy w Polsce sztuczny zalew (ponad 70 km2). Opuszczam Kujawy, po drugiej stronie rzeki zaczyna się historyczna Ziemia Dobrzyńska.  Z tamy schodzę do miejsca upamiętnienia ks.Jerzego Popiełuszki, który w tym miejscu został bestialsko zamordowany przez komunę. Potem już proza, dzięki Bogu pogoda ok. Jest chłodno, nie pada deszcz, tylko sporadycznie prószy drobny śnieg. Dochodzę do Dobrzynia nad Wisłą. Teraz to niewielka pipidówka z zachowaną średniowieczną siatką ulic i klasztornym kościołem. Idę na kwaterę, chwila oddechu i spacer przy pięknej pogodzie. Robi się naprawdę słonecznie i przyjemnie. Najpierw wzgórze zamkowe górujące nad Wisłą. Po dobrzyńskim zamku ani śladu, ale widok na zalew wspaniały, po prostu zapiera dech. Wisła w tym miejscu rozlewa się na dwa kilometry, w oddali widzę dymiące kominy Płocka, w stronę Włocławka widoczność jest ograniczona z powodu rażącego słońca. Mam świadomość, że historia tego miejsca liczy jakieś tysiąc lat i działo się tu wiele interesujących wydarzeń. Jestem w super nastroju i postanawiam nieco wydłużyć swój spacer. Wiem, że wzgórze zamkowe prezentuje się super od dołu. Pół godziny i jestem na samą Wisłą. Pełnia popołudniowego słońca, aby zrobić zdjęcie „ukrywam się” za jakimś kontenerem. Na kwaterę wracam na pełnym luzie. Będąc w Dobrzyniu warto pamiętać jeszcze o jednej ważnej sprawie. To w tym mieście urodziła się   Nawojka – legendarna (?) pierwsza polska studentka.

Etap 06  06.03.2023 Dobrzyń nad Wisłą – Płock 34 km 

Rano pogoda ok. Z Dobrzynia wychodzę, a jakże, ulicą Nawojki. Potem polami, czasami z widokiem na Wisłę. Ciut poniżej zera, dzięki czemu jest sucho. Później trochę popada drobniutki śnieg, to jednak zawsze lepsze niż deszcz. Przechodzę przez wioski, gdzie widać, ze jestem trochę „z dala od szosy”, obejścia są skromne, ale jednocześnie zadbane. We wsi Sobowo na przydrożnym cmentarzu rzuca się w oczy nagrobek Wałęsów. Potem to sprawdzę. Rzeczywiście, tu pochowani są rodzice Lecha Wałęsy, który urodził się w sąsiedniej wiosce Popowo. Dochodzę do Siecienia, wioski z długą historią i ładnie usytuowanym gotycko – renesansowym kościołem. Szkoda, że zamknięty i nie mogę choćby zerknąć do środka. Tu podejmuję decyzję, że dzisiaj idę do samego Płocka i nie będę kombinował tak jak w wypadku Włocławka z dojazdami na spanie. W Płocku mam zamówione dwa noclegi, więc jutro będę miał sporo czasu na poznanie tego miasta. Wiem jednocześnie, że takie rozwiązanie jest ryzykowne, bo wznowienie wędrówki po dniu przerwy w chodzeniu bywa często bolesne. Decyzja jednak jest już podjęta, idę więc do sklepu na doładowanie akumulatorów. Świeżutkie bułki i solidny kawał dobrej kiełbasy w pełni mnie satysfakcjonują. Posilony ruszam w drogę i od razu natrafiam na „objazd”, który jest spowodowany remontem lokalnego mostu. W innym miejscu przekraczam malowniczą rzekę Skrwę, stanowi ona historyczną granicę Ziemi Dobrzyńskiej i Mazowsza. Od Siecienia widać już, że jestem bliżej Płocka. Zaczyna się na bogato, dużo nowych domów,  niekiedy zbyt okazałych. Poza tym nowe drogi, ścieżki rowerowe i elementy małej architektury. Widać, że ta okolica  „działa”. Mam jeszcze trochę drogi, lecz krok po kroku spokojnie zbliżam się do Płocka. Pogoda jest „średnia”, ale za to nocleg mam w rewelacyjnym miejscu. Pięknie zrewitalizowana ulica Tumska, przy której mieści się mój hotel, stanowi główny deptak miasta i do tego prowadzi wprost do płockiej katedry. W Płocku jestem po raz pierwszy, od lat chciałem poznać to miasto. Muszę przyznać, że się nie zawiodłem. Historyczna stolica Mazowsza, malowniczo położona na wysokiej nadwiślańskiej skarpie, prezentuje się bardzo okazale. Płock nie jest jakimś zabytkowym skansenem lecz miastem żywym z wieloma interesującymi miejscami. Zaczynam oczywiście od katedry, tam oglądam Kaplicę Królewską, miejsce pochówku Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego. Nie jest mi natomiast dane podziwiać replikę słynnych drzwi płockich, oddzielających obecnie kruchtę od nawy głównej. Na pocieszenie jest to, że będąc niedawno w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie widziałem ich inną kopię. Całe wzgórze zamkowe prezentuje się super, podobnie jak i prowadząca skrajem skarpy promenada. Wieczorem wracam w to miejsce aby podziwiać gustownie iluminowany most przez Wisłę. W czasie spacerów po mieście oglądam rynek z okazałym ratuszem, wymagający pilnego remontu kompleks Mariawitów (przy okazji poznałem trochę ich historię), Małachowiankę – szkołę z najdłuższą w Polsce tradycją, której absolwentami byli m.in. I.Mościcki, T.Mazowiecki, J.Zumbach i T.Halik. Generalnie mogę powiedzieć, że trochę poczułem Płock. Widać, że są tu nie tylko pieniądze, ale jest też i jakiś pomysł na rozwój tego jakże ciekawego miasta.

Etap 07  08.03.2023 Płock – Nowy Reczyn 29 km 

Pomimo kłopotów, udało mi się znaleźć nocleg po drodze do Wyszogrodu. I tym razem nie będę musiał kombinować z dojazdami. Przede mną 29 km. Pogoda ok. Wychodząc z Płocka oglądam pomnik, urodzonego w tym mieście W.Broniewskiego. Autorem monumentu jest prof.Zemła. Takie pomniki lubię, ciekawa forma i do tego jest okazały. Pomnik to pomnik a nie jakieś pindurindu. Potem wzdłuż Wisły, raz bliżej, raz dalej od rzeki. Ładne parę km idę wałami przeciwpowodziowymi, które od Wisły oddzielają wiosenne rozlewiska. W końcu dochodzę do Kępy Polskiej, gdzie robię krótki postój. Jeszcze piątka i docieram do przydrożnego zajazdu w Nowym Reczynie. Etap taki trochę na zaliczenie, ale z bardzo udaną końcówką  (kapuśniak i pieczeń z kopytkami).

Etap 08  09.03.2023 Nowy Reczyn – Wyszogród 20 km

Miało być krótko i bez fajerwerków.  Rzeczywiście trasa spoko, idę lasami, drogami polnymi i znów zbliżam się do Wisły. Pogoda smutna, pochmurnie, padający drobny śnieg i coraz bardziej błotnista droga. Tak sobie myślę, że o innej porze roku byłoby w tej okolicy o wiele przyjemniej. W końcu idę wzdłuż Wisły nadrzecznym łęgiem. Jakieś 4 km przed Wyszogrodem zaczyna się trawers na skarpie. Szlak jest oznakowany i zarośnięty jak cholera. Ścieżka szeroka na 40 cm, błotnista i stroma, a ja muszę się przedzierać przez chaszcze kolczastych i ostrych krzewów. Makabra.  Dobrze, że jestem grubo ubrany, w lecie byłby naprawdę duży kłopot. Nie wiem ile było tej przyjemności, myślę, że jakieś kilkaset metrów. Dobrze, że nie podarłem sobie ciuchów. W kość dostałem nieźle. Zmęczony i podmarznięty wchodzę do miasteczka. Na wejściu, tuż obok nowego mostu przez Wisłę, znajduje się upamiętnienie żołnierzy walczących w 1939 r. w Bitwie nad Bzurą. Rzeka ta wpada od południa do Wisły właśnie na wysokości Wyszogrodu. Potem przechodzę przez rynek i idę do hotelu. Jeszcze małe zakupy i odpoczynek. Taki etap a trochę mnie wymęczył. A sam Wyszogród, dzisiaj prowincjonalne miasteczko,  bardziej jest znany ze swej tysiącletniej historii i nieistniejącego już drewnianego mostu, znanego z komunikatów o zagrożeniu krą lodową pojawiającą się na Wiśle. Czasem żyła tym tematem  cała Polska. Wytrzyma czy nie wytrzyma? Trzeszczał okrutnie, ale wytrzymywał 😊.

Etap 09  10.03.2023 Wyszogród – Smoszewo 29 km

Obawiam się trochę tego etapu, dość długi a i prognoza pogody nieciekawa. Z Wyszogrodu idę dłuższą, ale za to bezpieczniejszą trasą. Najpierw 12 km prozy do Czerwińska nad Wisłą. Pochmurnie i chłodno, trochę pada, asfalt i drogi w szczerym polu. Taki odcinek na zaliczenie. Początkowo bardzo chciałem nocować w klasztorze w Czerwińsku. Niestety, nie było takiej możliwości, wszystko zajęte przez uchodźców z Ukrainy. Cóż takie czasy. Szkoda, bo Czerwińsk nad Wisłą to miejsce szczególne, taka wisienka na torcie w mojej wędrówce. Kościół uznany za Pomnik Historii to prawdziwa perełka. Wielka historia i wspaniała architektura. Wnętrze w tonacji złotej. Romański portal i niewiele młodsze freski. Są tu także ślady ostrzenia mieczy przed grunwaldzką batalią. Tak przynajmniej głosi tutejsza tradycja. Wrażenia super, tylko przenikliwie zimno. Muszę uważać aby się nie przeziębić, bo przy takiej aurze mógłby być duży problem. Tysiącletnia historia miasteczka z wieloma ciekawymi faktami. Jak na przykład ten z budową mostu na łodziach przez Wisłę w 1410 roku. Skonstruowany w ścisłej tajemnicy w okolicach Kozienic i spławiony 29 czerwca do Czerwińska , zmontowany został w ciągu kilkunastu godzin.  Przez trzy doby przeprawiono nim udające się pod Grunwald nasze wojska z Wielkopolski, Małopolski, Mazowsza i Rusi Czerwonej. A było tego nie mało, wg szacunków 18-25 tys. jazdy, 4 tys. piechoty i 8 tys. wozów. Dla pamięci całość prac, z polecenia króla Władysława Jagiełły, nadzorował starosta radomski Dobrogost Czarny z Odrzywołu, a bezpośrednim wykonawcą był mistrz ciesielski Jarosław. Z nowszym czasów godna odnotowania jest historia pochodzącej z tej mieściny polskiej Josephine Baker czyli Lody (Leokadii) Halamy. Do tej pory w  Czerwińsku zachowało się dużo skromnych drewnianych domów, które tworzą niepowtarzalny klimat tego miasteczka. Gdyby udało się je odremontować i zachować, w przyszłości mogłyby stanowić nie lada atrakcję. Potem fajny szlak wzdłuż Wisły, trochę takie letniskowe okolice. Domy na palach i czekające wiosny łodzie. Powoli się wypogadza i gdyby nie ból palca u nogi, to byłoby całkiem ok. Mój nastrój zakłócają dwie sprawy, które w tym okolicach są zjawiskiem, niestety nagminnym. Pierwsza, to luźno biegająca psiarnia. Dla jasności nie boję się psów, bardzo kocham te zwierzęta i nie wyobrażam sobie, jak to jest nie mieć psa, ale … gdy ludzie nie zamykają swoich posesji robi się czasami duży kłopot. Druga, jest bardziej przykra. To panujący tutaj brud i przydrożne rowy, które bardziej przypominają zwykłe śmietniki. Ciekawy etap kończę po pańsku, dzisiaj odpoczywam w pałacu w Smoszewie.

 Etap 10  11.03.2023 Smoszewo – Modlin 18 km 

Zapowiada się ciężki etap. Początkowo planowałem „biegiem” dostać się do Modlina na 11:00, aby załapać się na zwiedzanie grupowe twierdzy.  Zmieniam jednak zamiar, odpoczywam do dziewiątej i wychodzę bez pośpiechu. Pogoda marna, choć rano idzie jeszcze wytrzymać. Potem będzie coraz trudniej, drobny śnieg, wilgoć i zawieja. W Smoszewie zwracam uwagę na kilkanaście jednolitych drewnianych domów. Sprawdzam w necie. To kolonia fińskich domków wybudowanych w czasie II wojny dla niemieckich lotników, którzy w pobliżu odbywali szkolenie. Moja forma fizyczna dzisiaj jest średnia i do tego coraz bardziej doskwiera mi mały palec u nogi. Czuję jakoś się na tyle słabo , że w Zakroczymiu kupuję słodycze (w moim wypadku na pewno nie jest to standard). Dwa prince polo i paczka delicji przynoszą mi pewną ulgę. Z Zakroczymia, małego tysiącletniego miasteczka o wielkich tradycjach patriotycznych zapamiętam charakterystyczne głębokie parowy, którymi biegnie część miejskich uliczek, latarnię na środku rynku poświęconą powstańcom styczniowym, a także dwa fakty historyczne. Pierwszy, trochę zaskakujący, to układ jaki został tu zawarty pomiędzy książętami mazowieckimi a Zakonem Krzyżackim, gwarantujący krzyżacką pomoc  w wypadku prób przyłączenia Mazowsza do Korony Polskiej przez Kazimierza Wielkiego. Drugi to bohaterska obrona tutejszego fortu we wrześniu 1939, zakończona wymordowaniem jego obrońców przez niemieckie SS. Dalej idę już do Modlina. Na wejściu zaglądam na forteczny cmentarz a potem idąc niebieskim szlakiem staram się, przynajmniej z grubsza poznać tereny modlińskiej twierdzy. Szczerze, to jestem rozczarowany. Być może zacząłem nie z tej strony, ale ceglane budowle, porozrzucane pośród bloków mieszkalnych nie robią na mnie większego wrażenia.  Tak się czasami przy zwiedzaniu zdarza i gdy próbuję znaleźć inny klucz dobrania się do Modlina, orientuję się, że siadła mi ładowarka. Złamał się kabelek i kicha. Dobrze, że przynajmniej z grubsza pamiętam gdzie wczoraj zamówiłem nocleg. Od razu ruszam do hotelu, pamiętam, że przy stacji kolejowej i na ulicy Mieszka I. Bez problemu trafiam na spanie i z życzliwym recepcjonistą próbujemy trzech ładowarek. Żadna nie pasuje. Jest sobota po południu i robi się jakiś problem. Idę za Narew do centrum handlowego. W salonie Neonetu też nie ma tego rozmiaru. Będzie kłopot. Zaglądam do spożywczego aby kupić co nieco i widzę na pierwszym regale … kabelek do ładowarki, w odpowiednim rozmiarze. I jak nie wierzyć w Anioła Stróża?

Etap 11  12.03.2023 Modlin – Jabłonna 25 km

Spanie dobre, wypocząłem. O siódmej, jeszcze bez plecaka, idę odrabiać, przynajmniej częściowo, zaległości. Ruszam na sześciokilometrowy spacer naokoło twierdzy Modlin. Najpierw wzdłuż Narwi. Widać ogrom całego założenia, położonego przy samym ujściu Narwi do Wisły. Po drugiej stronie rzeki na ostrym cyplu, rozdzielającym obie rzeki efektowne ruiny spichrza zbożowego. Kiedyś była to podobno  najpiękniejsza budowla Królestwa Kongresowego, a w czasie kręcenia przez A.Wajdę „Pana Tadeusza” spichlerz robił za zamek Horeszków. Podobno są już plany odbudowy ruiny i urządzenia tu luksusowego hotelu. Oby. Dokucza mi palec u nogi, ale jakoś idę. Bardziej mnie boli nieprzeciętny syf jaki tu panuje. Po prostu wysypisko śmieci i to w takim miejscu. Naprawdę prawdziwy skandal. Po zdewastowanych metalowych schodach wchodzę na skarpę i oglądam twierdzę z tej „lepszej” strony. Tu trochę się dzieje, ale generalnie widać, że obiekt, który powinien być naszą wielką chlubą, został skutecznie „sprywatyzowany”. Najpierw zdewastowano i rozkradziono co się da, a teraz przez wiele lat będzie trwał tu kosztowny remont. Wielka szkoda, bo to jakże ważne miejsce w naszej historii. I tej wielkiej, poważnej, związanej choćby z bohaterską obroną twierdzy w 1939 roku, dowodzoną przez gen.Wiktora Thommee.  Jak i tej lżejszej, Modlin to przecież miejsce nagrywania kultowych scen filmu „C.K. Dezerterzy”. Wracam do hotelu po plecak i wyruszam w drogę wałem wzdłuż Wisły, mam dobre 15 km. Pogoda ok. Zero wrażeń, zero przygód. Tak dochodzę do Jabłonny, podobno w latach 70-tych najbogatszej miejscowości w PRL . Pewnie dzięki „badylarzom” i innej inicjatywie prywatnej. No cóż, może znów wchodzę ze złej strony, bo i tu po prostu brudno. Przykre to, ale jak do tej pory, to Mazowsze w tym aspekcie nie prezentuje się najkorzystniej. Dochodzę do pałacu, dzisiaj mam tu nocleg. Spektakularne miejsce, w latach mojej młodości pałac w Jabłonnie kojarzył mi się z  ekskluzywnymi wydarzeniami i gośćmi najwyższej rangi. Jak jest tu teraz? Całe założenie to wybitne dzieło takich tuzów jak Merlini, Zug czy Marconi, a i właścicielami tego miejsca były rody z najwyższej półki. Niestety, czas zatrzymał się tu  latach sześćdziesiątych. Takie odnoszę wrażenie. Zdewastowana mała architektura (pawilon chiński, sztuczna grota) i ogólne odczucie, że wszystko zaczyna się sypać i wymaga już gruntownego remontu. Osobiście czuję się jednak dowartościowany, nocuję przecież w oficynie hotelowej, która w swoich dziejach gościła najwybitniejsze osobistości.  Będąc w Jabłonnie warto wspomnieć o kontrowersyjnym fakcie, jaki wiąże się z tą miejscowością. Otóż w 1920 roku, w czasie wojny z bolszewikami, z rozkazu gen.K.Sosnkowskiego utworzono tu obóz internowania dla żołnierzy i oficerów narodowości żydowskiej, jako elementu niepewnego z powodu występujących wypadków „przyjaznego” stosunku do naszego wroga. Zrobiła się większa chryja. Cała sprawa zyskała międzynarodowy rozgłos i była wyjaśniana w sejmie.

Etap 12  13.03.2023 Jabłonna – Warszawa 20 km

Rano po śniadaniu „wymuszam” krótkie zwiedzanie wnętrz pałacu. No, no, no. Tu nie da się narzekać, wręcz przeciwnie. Jest imponująco. Szczególnie słynna okrągła sala balowa. Wg niektórych źródeł, to tu pierwotnie planowano obrady okrągłego stołu. Stół się mieścił, ale podobno było za mało miejsca dla całej techniki tv (albo tej od gen.Kiszczaka). Z Jabłonny idę wiślanym wałem jakieś 8 km. W okolicy Tarchomina spotykam stację Szlaku Powstania Warszawskiego (miejsce przeprawy powstańców do Puszczy Kampinoskiej). Na 528 km biegu Wisły granica Warszawy, potem przez most  im.M.Curie Skłodowskiej przechodzę na Bielany (od bieli habitów kamedułów). Obecnie w tym miejscu ładnie się prezentujący Uniwersytet Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Dalej idę ładnym i zadbanym Laskiem Bielańskim, utrzymanym w naturalnych klimatach. Następnie Góra Marii czyli Marie Mont, a później Piękny Brzeg czyli Joli Bord. Na Żoliborzu zwracam uwagę na piękny pomnik naszych żołnierzy walczących na Zachodzie. Wreszcie Nowe Miasto, barbakan, rynek starego miasta i nocleg na Świętojańskiej 2, z widokiem na Zamek Królewski. Deszczowo. Mimo to zwiedzanie znajdującej się o parę kroków katedry, potem spacer po Starówce i placu Zamkowym. Wieczór poświęcam historii powojennej odbudowy stolicy, ze szczególnym naciskiem na rolę w nim  prof.Zachwatowicza. Koniec odcinka Toruń – Warszawa, za mną 279 km. Jutro wracam z Warszawy do domu.

 

                                                                                                                           

,