Olkusz – Skorogoszcz

Olkusz – Skorogoszcz 297 km

Etap 01  20.05.2023 Olkusz – Sławków 23 km

Etap 02  21.05.2023 Sławków – Dąbrowa Górnicza 22 km

Etap 03  22.05.2023 Dąbrowa Górnicza – Mysłowice 26 km

Etap 04  23.05.2023 Mysłowice – Katowice 16 km

Etap 05  24.05.2023 Katowice – Bytom 23 km

Etap 06  25.05.2023 Bytom – Zabrze 20 km

Etap 07  26.05.2023 Zabrze – Gliwice 16 km

Etap 08  22.01.2025 Gliwice – Pyskowice 18 km                                                                                                                                                                                                                                                                                                 Etap 09  23.01.2025 Pyskowice – Centawa 26 km                                                                                                                                                                                                                                                                                       Etap 10  24.01.2025 Centawa – Strzelce Opolskie 18 km                                                                                                                                                                                                                                                                               Etap 11  25.01.2025 Strzelce Opolskie – Góra Świętej Anny 20 km                                                                                                                                                                                                                                                      Etap 12  06.02.2025 Góra Świętej Anny – Opole (Grotowice) 27 km                                                                                                                                                                                                                                                  Etap 13  07.02.2025 Opole (Grotowice) – Opole (Wrzoski) 21 km                                                                                                                                                                                                                                                    Etap 14  08.02.2025 Opole (Wrzoski) – Skorogoszcz 21 km

Etap 01  20.05.2023 Olkusz – Sławków 23 km 

Wstaje po czwartej, przed szóstą mam autobus do Opola. W Opolu muszę przejść do dworca PKP przez całe centrum. Nie powiem odrobinę przymarzłem i pojawia się lekka obawa, czy nie zrobi się z tego jakiś kłopot. W tym roku wiosna jest wyjątkowo zimna, ale od dzisiaj ma się podobno radykalnie ocieplić. Jak na razie nie wygląda to tak optymistycznie. IC dojeżdżam do Katowic, wsiadam w busa i docieram po 11:00 do Olkusza. Mam tydzień czasu. Mój plan na teraz to trasa Olkusz – Gliwice, w dalszej przyszłości chcę dojść do Skorogoszczy aby mieć domknięty cały śląski fragment „mojej A 4”. W Olkuszu zaczynam o starego cmentarza. Idę odwiedzić grób Francesco Nullo, włoskiego pułkownika, polskiego bohatera, który w czasie Powstania Styczniowego walcząc za naszą i waszą wolność, poległ niedaleko stąd w bitwie pod Krzykawką. Stary cmentarz okazuje się miejscem wyjątkowym i pełnym swoistego uroku. Niezła lekcja patriotyzmu i historii. Z ciekawostek, to rzuca się w oczy popiersie Petera Westena, austriackiego przedsiębiorcy, który tu w Olkuszu w 1905 roku założył słynną na cały kraj fabrykę garnków emaliowanych. Początek drogi mam więc interesujący a do tego zaczyna się rzeczywiście szybko ocieplać. Dochodzę do rynku, który miałem okazję poznać, gdy szedłem nie tak dawno Jurą w kierunku Krakowa. Bardzo pozytywne wrażenia, zadbany olkuski rynek jest godny dawnej stolicy polskiego srebra. Wychodzę z miasta i idę sosnowym lasem, tak typowym dla tych okolic. Prognoza pogody zaczyna się sprawdzać. Najpierw robi się ciepło a potem już gorąco. Docieram do Bukowna i idę piaszczystą skarpą wzdłuż rzeki Sztoły. Mam ogromny sentyment do tej okolicy. Wracają sympatyczne wspomnienia. Kiedy byłem małym chłopcem wraz z braćmi przyjeżdżaliśmy tutaj pod opieką naszej kochanej Babci, na pierwsze w życiu kąpiele i plażowanie. To były cudowne czasy. Bez kłopotu rozpoznaje, po tylu latach, miejsca swoich dziecinnych zabaw. Super uczucie. Przy wspaniałej pogodzie docieram do Sławkowa. Najpierw ścieżka dydaktyczna, pięknie poprowadzona doliną Białej Przemszy, potem pozostałości zamku biskupów krakowskich i w końcu uroczy sławkowski rynek. Małe miasteczko, wielka historia i widoczny w wielu miejscach wyraźny postęp. Jest jeden minus. Znajdująca się w rynku wizytówka Sławkowa, najstarsza zachowana w Polsce karczma Austeria jest w remoncie. Tak więc, nici z pierogów w klimatycznym wnętrzu. Zadowalam się lodami Śnieżka z pobliskiego Lewiatana i deptam na nocleg do zajazdu na wylocie ze Sławkowa. Wymarzony początek wędrówki.

Etap 02  21.05.2023 Sławków – Dabrowa Górnicza 22 km

Piękna pogoda. Wypoczęty wychodzę przed w pół do dziewiątej. Dzisiaj idę przez Strzemieszyce, gdzie spędzałem większość swoich wakacji. Nie wyobrażałem sobie wyjazdu w jakieś inne miejsce. Najpierw krótki postój przy zagospodarowanym wywierzysku, potem odwiedzam grób moich Dziadków. Błotnistą drogą dochodzę do ruin wapiennika Bordowicza. Niestety, wyrosły samosiejki i niewiele mogę zobaczyć. Potem dochodzę do drogi i widzę jak na dłoni hutę Katowice. Duża ta huta 😊. Następny cel to Gołonóg z kościołem na wzgórzu klasztornym. Interesujące miejsce z fajnym klimatem. Potem totalnie rozkopanymi alejami Marszałka Piłsudskiego i Królowej Jadwigi docieram do centrum Dąbrowy Górniczej. Zaglądam do monumentalnej neogotyckiej bazyliki. Jestem pod wrażeniem kolorystyki wnętrza, idę o zakład, że malarz musiał mieć sposobność oglądać paryską Sainte Chapelle. Na zewnątrz tablice upamiętniające bohaterskich harcerzy. Tak, mieliśmy w Polsce „pokolenie 1920”. Dalej budynek d. Żeńskiego Liceum, do którego chodziła zaraz po wojnie moja Mama. I jestem już w samym centrum, ale zaraz zaraz, nie mam swojej czapki. Wracam te parę metrów do bazyliki. Cóż, za brak koncentracji trzeba płacić. Po chwili jestem znowu na głównym placu Dąbrowy, przed Pałacem Kultury Zagłębia. Rzeczywiście, to wybitne osiągnięcie socrealizmu. I to bez kpiny. Można nie przepadać za twórczością z tamtych lat, ale ten obiekt może zaimponować i myślę, że projektowali go architekci z najwyższej półki. Wewnątrz udaje mi się obejrzeć hall, korytarze oraz wystrój klatki schodowej. W pełni zgadzam się z opinią, że to prawdziwa wizytówka tego miasta.

Etap 03  22.05.2023 Dabrowa Górnicza – Mysłowice 26 km

Wyszedł dość długi i trudny etap. Od rana słońce a potem przez cały dzień upał. Większość trasy w terenie zabudowanym, a po mieście generalnie chodzi się ciężej. Pierwsze 4 km do Będzina. Góra Zamkowa, najpierw kościół św.Trójcy z dramatyczną historią z II wojny. Niemcy podpalili sąsiednią synagogę i ksiądz Zawadzki uchronił część uciekających Żydów, dając im schronienie w ogrodzie. Za  chwilę symbol miasta, znany z licznych fotografii zamek. Prezentuje się naprawdę pięknie, jeszcze przy takiej pogodzie. Nie wchodzę do środka, bo i nie planowałem i do tego poniedziałek. Więc nawet jakbym bardzo chciał, to i tak nic z tego. Oglądanie „eksponatu” z zewnątrz w pełni mnie zadawala. Piękne rozpoczęcie etapu. Potem już proza Będzina tzn coś co zostało z będzińskiego starego miasta. Za Gierka kosztem północnej pierzei rynku poprowadzono dwupasmową trasę szybkiego ruchu. Do tego doszły dewastacja i zaniedbania w kolejnych latach. Dzisiaj jest tak jest i turyści powinni raczej omijać to miejsce. Później idę do sosnowieckiego już osiedla Środula. To kiedyś królestwo rodziny fabrykantów Schoenów. Obok terenów fabrycznych dwa pałace. Pierwszy mniejszy (syna) obecnie w remoncie (chyba jakiś zastój). Drugi (ojca) bardziej okazały i prezentuje się naprawdę wspaniale. Mam możliwość podziwiania pałacu tylko z zewnątrz. Jest i poniedziałek i do tego to placówka kultury. Gdy wchodzę na schody przechodzący pan urzędnik skrzętnie zamyka drzwi na klucz. A jeszcze bym zajrzał do środka i wtedy by dopiero było. W sumie szkoda, bo miejsce pewnie warte odwiedzin. Dalej idę do zamku sieleckiego. Ładnie odrestaurowana zabytkowa bryła z nikomu „niepotrzebnymi” wystawami w środku. Taka statystyczna, w miarę reprezentatywna placówka kultury. Potem kolejny pałac, tym razem fabrykanta tkanin wełnianych Dietla. Nie mam szans wejścia nawet na podwórko. Poniedziałek i … placówka kultury. Brama trzyma mocno. Szkoda, bo na zdjęciach widać jak pięknie urządzone są wnętrza. Przez park Dietla i główną arterię dochodzę do centrum Sosnowca. Ładnie prezentuje się dworzec kolejowy z epoki. Był kiedyś jedna z ważniejszych stacji w Kongresówce. Zaraz obok pomnik chłopaka z Sosnowca (Jan Kiepura) i główny deptak czyli ulica H.Modrzejowskiej. Spotyka się opinie, że Sosnowiec to brzydkie i nieciekawe miasto. Wg mnie to nieprawda, stolica Zagłębia prezentuje się całkiem spoko. Dalej idę w kierunku osiedla Niwka, by w końcu dojść do Trójkąta Trzech Cesarzy. Tu zbiegają się Biała i Czarna Przemsza. W tym miejscu stykały się granice trzech zaborów. Fakt ten upamiętnia obelisk postawiony tu w 2007 roku z idiotyczną, moim zdaniem, dedykacją. Nie ma mowy o zaborach Polski, tylko jest o dawnym podziale Europy i jej współczesnym zjednoczeniu. To ostatnie, szczególnie z naszym wschodnim sąsiadem, świetnie widać dzisiaj, w czasach wojny na Ukrainie. Dalej wałem wzdłuż Czarnej Przemszy, fajny odcinek wśród zieleni. Tak dochodzę do mostu i jestem już na mysłowickim rynku. Ścienny baner głosi, że to właśnie w Mysłowicach wybuchło I Powstanie Śląskie. Gruntownie rozkopana główna ulica a potem już przyjemny zielony teren, gdzie mam dzisiaj nocleg. Nie powiem, jestem dzisiaj trochę zmęczony, no jeszcze do tego nieźle przypaliło mnie słońce.

Etap 04  23.05.2023 Mysłowice – Katowice 16 km   

Kłopoty zaczęły się już wczoraj. Zamówiłem rutyno na bookingu lokum w Katowicach i dostałem potwierdzenie. Potem przyszła informacja, że mam wpłacić kaucje 1450 zł, którą zwrócą do 14 dni. Oczywiście pod warunkiem, że nic nie zdewastuję. Totalna paranoja. Kaucja 10 x wyższa niż cena noclegu i te 14 dni czasu na jej zwrot (pod warunkiem, że się czegoś nie doszukają). Oferta była bezzwrotna. Zrezygnowałem więc z tych hotelarzy (prawników?) tracąc półtorej stówki. Trudno, zamówiłem nocleg pod innym adresem, tym razem bez kaucji. Wstaję rano jakiś taki nieswój, nie wiem czy wczoraj nie przesadziłem ze słońcem. Mam nieźle poparzony kark i jakby tego było mało to pogryzło mnie jakieś cholerstwo. Etap ma być krótki, kilkanaście km, ale zapowiadają kolejny upalny dzień. Z hotelu idę lasami, kiedy z nich wychodzę robi się niemiłosierny skwar. Robię częste postoje i „szukam” cienia. Trochę rozmieniam czas, na kwaterę mogę przyjść od 15:00 a nie mam ochoty łazić po Katowicach w takim ukropie. Najpierw Janów a potem już Nikiszowiec. To chyba najsłynniejsze zabytkowe osiedle robotnicze z początków XX wieku. Dzisiaj oprócz wycieczek szkolnych jest grupa Japończyków. Jakieś dwa lata temu zwiedzałem to miejsce i po późniejszych doniesieniach w mediach o szeregu inicjatyw podjętych przez mieszkańców Nikiszowca, przyznam szczerze, spodziewałem się bardziej spektakularnych zmian. Za Nikiszowcem nowa Aleja Polskiego Dziedzictwa na Górnym Śląsku. W 2022 roku posadzono 100 dębów, każdy upamiętnia jakąś postać lub wydarzenie związane z powrotem Górnego Śląska do Macierzy. Znowu kawałek lasu i postój (w cieniu) nad trzema stawkami. Wchodzę już do prawdziwych Katowic. W czasie obecnej wędrówki moim celem jest część centrum miasta znajdująca się na południe  od dworca kolejowego. Chcę zobaczyć polskie Chicago, czyli architekturę modernistyczną międzywojennych Katowic. Katowice gierkowskie, po północnej stronie kolei, z rondem, spodkiem i superjednostką znam dobrze. Najpierw idę do archikatedry. Oj, jej ogrom robi wrażenie i kontrastuje jednocześnie z oszczędnym i nienachalnym wystrojem wnętrza. Zauważam też wiele akcentów patriotycznych. Na niebie ciemne chmury i zaczyna padać. To było do przewidzenia. Szybkie zakupy i walę na nocleg. Niestety, na recepcji nikogo nie ma, a telefon głuchy. Nie mam dzisiaj zbytniego nastroju na czekanie, ale w sumie nie za bardzo wiadomo co robić. Minęło pół godziny i pani w końcu przyszła. Odpoczynek i idę na spacer szlakiem moderny. Na początek Sejm Śląski (niestety nie udało mi się zobaczyć wnętrza), potem pierwszy polski drapacz chmur (14 pięter i 60 m wysokości), kościół garnizonowy (z zewnątrz), siedziba Polskiego Radia i kilka spektakularnych budynków mieszkalnych. Tu widać, że przedwojenna Polska, pomimo wielu ograniczeń, naprawdę chciała być w czubie, a Katowice, rywalizujące z „germańską” częścią Śląska, miały być jej szczególną wizytówką. Szkoda tylko, że szkopy rozebrali do cna gmach najnowocześniejszego w Europie Muzeum Śląskiego. Dziś pozostało podziwiać tylko jego fotografie. Fajny spacer.

Etap 05  24.05.2023 Katowice – Bytom 23 km

Radykalna zmiana pogody. Chłodno. Po kwadransie zatrzymuję się w jakiejś bramie i zakładam drugą bluzę z długim rękawem. Dzisiaj idę północną stroną centrum Katowic, najpierw historyczna Stawowa a potem już PRL lat siedemdziesiątych. Wtedy to była prawdziwa wizytówka epoki Gierka. Trzeba przyznać, że w tej części miasta widać, że Katowice to i obecnie dobrze prosperujący ośrodek. Potem zadbanymi osiedlami w kierunku Parku Kultury i Wypoczynku. Mój cel to słynne planetarium, które w ostatnich latach przeszło modernizację i dzisiaj jest obiektem z wysokiej półki. Sam park jest zadbany i doinwestowany. Prowadzone są także dalsze prace remontowe i to z dużym rozmachem. Niestety, z wejścia do planetarium nici. Standardowy seans za jakieś 4 godziny, wcześniej oferta raczej dla dzieci i młodzieży. Szkoda, bo liczyłem na wejście. Swoją drogą, to ciekawe ile mają dotacji 😊. Mijam Stadion Śląski i jestem już w Chorzowie. To miasto, gdzie estakada przecina rynek. Nie powiem dość oryginalne rozwiązanie. Oglądam ciekawy ratusz, wcześniej skwer hutników z pomnikiem hr.Redena, jednego z twórców górnośląskiego przemysłu. Jest i uliczna rzeźba prawdziwej piłkarskiej legendy Gerarda Cieślika (Ruch Chorzów). Swoją drogą, gdy idzie się przez te okolice to widać prawdziwą mapę futbolowych sympatii mieszkańców Zagłębia i Górnego Śląska. Akcenty piłkarskie są najbardziej zauważalne w przestrzeni publicznej obok symboliki i nazewnictwa nawiązujących do powstań śląskich oraz dwóch wybitnie zasłużonych dla Śląska postaci: Wojciecha Korfantego i gen.J.Ziętka. Dalej główna ulica Wolności, pomnik Powstańca Śląskiego i opuszczam centrum miasta. W sumie Chorzów wygląda średnio, ale po wykopkach widać, że coś się dzieje. Potem trochę miejscowych klimatów, lokalny targ i naturalne zaniedbane familoki. Dochodzę do osiedla Łagiewniki, gdzie pośród starej zabudowy wyróżnia się ciekawy budynek dawnej remizy strażackiej. Na koniec ścieżka biegnąca śladem torów, prowadzących niegdyś do kopalni Rozbark. Jestem w Bytomiu. Hotel na terenie byłej kopalni, obok podobno jedna z największych ścianek wspinaczkowych w Europie. Zostawiam manele i ruszam w miasto, które cieszy się złą sławą. Beznadzieja i upadek. Nie do końca tak jest. Bytom mnie zaskoczył, najbardziej na śląskiej trasie. To bardzo ciekawe miasto. Przede wszystkim średniowieczny układ ulic. W tych okolicach to raczej ewenement. Do tego super architektura; historyzm, secesja, modernizm. Do wyboru, do koloru. Faktycznie jest tu wiele do zrobienia, ale Bytom to prawdziwe miasto z wieloma ciekawymi budowlami z okresu jego wielkiej prosperity na przełomie XIX i XX w. O prawdziwym potencjale Bytomia może choćby świadczyć, gruntownie rewitalizowana właśnie, ulica Dworcowa. Już wygląda imponująco. Bardzo chciałbym zobaczyć ją po zakończeniu wszystkich prac. To będzie znana ulica w całej Polsce.

Etap 06  25.05.2023 Bytom – Zabrze 20 km 

Dzisiaj śląski” etap. Pogoda ok. Przez cały dzień towarzyszy mi rzeczka Bytomka. Poznaję śląskie klimaty, wybrałem trasę przez kolonie robotnicze i osiedla familoków. Za Bytomiem tereny starej hałdy, potem idę już pośród zieleni wzdłuż Bytomki . Dochodzę do kolonii Zgorzelec. Powstała z inicjatywy Tiele Winklerów, posiadaczy m.in. zamku w Mosznej. Około 30 familoków, do niedawna opuszczonych bądź bardzo zaniedbanych. Teraz trwa proces kompleksowej rewitalizacji. Jak skończą, będzie naprawdę ciekawe miejsce. Zaczyna się Ruda Śląska, na początku zwracam uwagę na duży zbudowany z czerwonej cegły neoromański kościół. Pięknie odnowiony, ma niewiele ponad sto lat. Powstał jako fundacja Joanny Schaffgotsch i jej męża. No, to jestem w domu. To okolice związane z Karolem Godulą, jednym z najbogatszych Ślązaków, który całą swą ogromną  fortunę zapisał prostej i biednej dziewczynie Joasi Grycik, ta wyszła za golca Schaffgotscha i została arystokratką z najwyższej półki. Historia rodem z Hollywood. Dalej okolice dworca w Rudzie, tam upamiętnienie, straconego przez Niemców Joachima Achtelika, syna spolszczonego Żyda i zniemczonej Ślązaczki, który zapisał w historii konspiracji piękną kartę. Zaraz potem przy ulicy Kościelnej, wybudowana przez Ballestremów, kolonia robotnicza z 1920 roku. Wygląda super. Po paru minutach oglądam piekarok, może ostatni jeszcze działający, wolno stojący piec chlebowy, obsługujący kiedyś pobliskie familoki. Jeszcze ruiny rudzkiego zamku i domu, wspomnianego już, króla cynku Goduli (historia jego życia to też temat na niezłe opowiadanie). Opuszczam Rudę i kieruję się na osiedle Borsiga, jedną z najstarszych kolonii przemysłowych na Górnym Śląsku. Tu są naprawdę autentyczne klimaty, nie jest realizowany jeszcze żaden program rekonstrukcji osiedla. Kilka ulic, rzędy jednakowych domów z pociemniałej, czerwonej niegdyś cegły. Zaczęło się Zabrze, przez Biskupice dochodzę do osiedla Zandka. To z kolei pamiątka po największych śląskich potentatach przemysłowych, rodzinie Donnersmarcków. Architektura ciekawa i zróżnicowana. To nie są zwykłe familoki. Niedaleko kolejny punkt programu. Stalowy dom. Ściany są rzeczywiście z grubej, pordzewiałej stalowej blachy. To efekt eksperymentów budowlanych sprzed jakiś stu lat. Działa jak widać do tej pory, mieszkańcy narzekają na przesadnie dobra akustykę. Jestem w centrum Zabrza, dworzec PKP, budynek poczty, pomnik prof.Religii i odpoczynek w hotelu.

Etap 07  26.05.2023 Zabrze – Gliwice 16 km

Rano przechodzę centrum Zabrza wzdłuż osi północ – południe. Zaczynam od drobnej porażki. Nie udaje mi się odnaleźć modernistycznego gmachu komendy policji. Kiedy się reflektuję, że coś nie gra, jest już trochę za daleko, aby wracać. Głównym celem mojego poranka w Zabrzu jest kościół Józefa, znajdujący się vis a vis stadionu Górnika Zabrze. To miejsce wyjątkowe. Kościół projektu Dominikusa Boehma jest arcydziełem modernizmu. Przypomina starorzymską budowlę z elementami architektury wczesnochrześcijańskiej. Zastosowane materiały, symbolika oraz gra światłem potęgują jeszcze wrażenia odbiorcy. Bardzo chciałem odwiedzić ten obiekt i mam satysfakcję, że w końcu tutaj dotarłem. A swoją drogą w tym szczególnym miejscu poczułem się bardzo swojsko. Pani, która właśnie przecierała posadzkę, poinformowała mnie abym przypadkiem nie chodził po mokrym. Oczywiście posłuchałem i hierarchia wartości zachowana została. Później już dojście do Gliwic. Po drodze ładny park, gdzie przy nowej tężni zrobię sobie chwilę odpoczynku. Ostatni punkt programu to radiostacja gliwicka. Zadbany teren nad którym dominuje drewniany maszt o wysokości 111,1 m. Nie odczuwam jakiś szczególnych emocji, ot miejsce w pewien sposób związane z naszą historią. Mam wątpliwości, czy radiostacja gliwicka powinna znajdować się w elitarnym gronie Pomników Historii. Potem już droga na dworzec i powrót do domu. W wolnej chwili wrócę tu, aby dokończyć brakujący fragment mojej śląskiej A4 i dojść z Gliwic do Skorogoszczy.

Etap 08  22.01.2025 Gliwice – Pyskowice 18 km 

Do Gliwic dojeżdżam pociągiem. Pogoda jak na styczeń dobra, jest koło zera i do tego sucho. Na trasę Olkusz – Skorogoszcz wracam po 20 miesiącach. Chcę trochę pozwiedzać Gliwice dlatego zamówiłem sobie nocleg. Lokum trafiłem super i do tego jeszcze położone w samym rynku  z widokiem na ratusz. Z dworca PKP idę ulicą Zwycięstwa, dobrze to wygląda. Widać, że Gliwice to prawdziwe „miacho”. Na początek perełka modernizmu d. dom tekstylny Weichmanna. Jest niewielki, ale to klasyka gatunku. Stał się ikoną i inspiracją dla projektantów wielu domów handlowych i to nie tylko w Niemczech. Potem UM a przed nim fontanna trzech faunów. Przed wojną żartowano, że przedstawia toczących spór burmistrzów Gliwic, Zabrza i Bytomia. To wtedy Niemcy planowali utworzenie aglomeracji Trypolis. Dochodzę do willi Caro, kiedyś rezydencji przemysłowych potentatów a dzisiaj siedziby muzeum. Zwiedzam trochę z obowiązku, bez zaskoczeń, bogaty wystrój wnętrz w stylu epoki, ale nie jest to pałac Poznańskiego. Dochodzę na stare miasto z zachowanym średniowiecznym układem ulic. Najstarszy w mieście gotycki kościół, obok stał tu prawdopodobnie niegdyś gliwicki zamek. Kolej na dwór Cetryczów, obecnie muzeum. Wchodzę, jest dość interesujący dział o historii miasta, ale mnie najbardziej zajmuje wystawa poświęcona osiedlu Wilcze Gardło. Zostało wybudowane w czasach hitlerowskich na peryferiach Gliwic dla nazistowskiej elity, którą łączyło nie tylko wspólne miejsce zamieszkania. W ramach przyjętego programu mieszkańcy podlegali zbiorowemu praniu  mózgów. Imponujące, po prosto eden. Po wojnie nastąpiła kompletna zmiana. Na miejsce dotychczasowych lokatorów wprowadziło się 1600 reemigrantów przybyłych z francuskiego Nordu. I powstało tzw. Paryżewo,  gdzie grano w kręgle i bule a w autobusach dowożących górników do kopalń dominowała „gwara” francuska. Kolej na neogotycką katedrę, która nie wzbudza u mnie jakiś szczególnych emocji. Wreszcie przyjemny i zadbany rynek z ładnym ratuszem. Trochę odpoczynku i spacer do dzielnicy akademickiej. Politechnika Śląska ma ciekawą historię, obchodzi właśnie 80 – te urodziny. Plany stworzenia wyższej uczelni technicznej w Katowicach były już przed II wojną, nawet wybudowano tam pierwsze obiekty. Na początku 1945 do koncepcji wrócono i powołano pierwsze wydziały Politechniki Śląskiej w … Krakowie, przy AGH. Opierano się głównie na kadrach Politechniki Lwowskiej. Pomimo różnych trudności uczelnia rozwijała się w takim tempie, że baza lokalowa, jaka była do dyspozycji w Katowicach, okazała się zbyt skromna. Poszukano nowej lokalizacji i wybrano najpiękniejsze górnośląskie miasto Gliwice. Było niezniszczone i posiadało niezbędny potencjał dla organizacji dużej uczelni. Campus to duży zwarty teren, rzut beretem od centrum miasta. Dominują okazałe nowoczesne budynki jak  Wydział Budownictwa i Architektury, ale uwagę zwracają i starsze budowle np. „Czerwona” Chemia. Drobne zakupy i odpoczynek w lokum z widokiem na efektownie oświetlony rynek. Gliwice to ciekawe miejsce. Następnego dnia wychodzę o ósmej. O dziwo miało być minus parę stopni a kręci w okolicach zera i jest znośnie. Pierwsza część etapu to stare Gliwice i śluza w Łabędach. Wychodzę z rynku, opuszczam starówkę, mijam klasztor gdzie zatrzymał się król Jan III Sobieski spiesząc z odsieczą pod Wiedeń. Poranna wędrówka przez miasto utwierdza mnie w bardzo pozytywnym odbiorze Gliwic. Idę przez estetycznie zagospodarowane nowe osiedla wysokich bloków, potem drewniany kościołek z XV w. To już jego trzecia lokalizacja. Najpierw dobre trzysta lat służył wiernym na wiosce pod Olesnem, w latach 20. XX w. zakupiło go miasto Gliwice i posadowiło na cmentarzu centralnym, po niespełna stu latach został przeniesiony na obecne miejsce. Pojawiają się tereny Gliwickiej Strefy Ekonomicznej, są tu m.in. zakłady Opla i hiszpańskiej firmy ceramicznej Roca. Widać prosperitę. Zaczynają się Łabędy, kiedyś odrębna osada a przez dziesięć lat samodzielne miasto. Ciekawy barokowy kościół ufundowany przez arystokratyczny ród Welczków, których bogaty rodzinny grobowiec znajduje się tuż obok świątyni. Zwracam uwagę na mogiły miejscowych farorzy,                  wszystko polskie (śląskie) nazwiska tylko zapisane w niemieckiej transkrypcji. Zbliżam się do jednego z moich celów charakterystycznej śluzy w Łabędach. Jakoś się na nią uwziąłem, nie wiem do końca dlaczego, ale musiałem tu dotrzeć. Ciekawy obiekt, warto było, jest co pooglądać. Takich śluz jest na całym Kanale Gliwickim sześć, niwelują w sumie ponad 40 m różnicy poziomu wody. Kanał ma 40 km długości, łączy Gliwice z Koźlem na Odrze, powstał w latach trzydziestych XX w. i zastąpił wcześniejszy Kanał Kłodnicki. W samych Łabędach, ze względu na wykopki idę przez dzielnicę z epoki socjalizmu i muszę powiedzieć, że po kompleksowej modernizacji całość prezentuje się całkiem całkiem. Potem  raz lasem, raz polami, trochę szlakiem, trochę na szagę, cały czas przy słonecznej pogodzie dochodzę do Pyskowic. Zostawiam z boku część miasta zwaną (od dworca PKP) Stara Bana, przekraczam rzekę Dramę i wchodzę do „nowych” Pyskowic, które składają się z dawnego miasteczka z zachowanym średniowiecznym układem ulic oraz osiedli z okresu PRL-u. Odwiedzam rynek, pośrodku ratusz wokół niewysokie kamienice, w sumie miłe wrażenie. Nowe Pyskowice powstały w okresie PRL-u po 1950, w założeniu miały to być takie drugie Nowe Tychy i rzeczywiście występuje podobieństwo. Z tym, że w tym wypadku zamierzenia zrealizowano tylko częściowo. Na koniec idę na plac Poniatowskiego, tam upamiętnienie poległych na wojnach mieszkańców miasta. Pierwszy obelisk postawiono za Niemca,  po zakończeniu 2. wojny polskie władze zlikwidowały pomnik, w ostatnich latach umieszczono w tym miejscu tablice z wykazem 150 poległych. Kiedy je dokładnie przeglądam, to widzę, że jakieś 70% to polskobrzmiące nazwiska, pozostali to Niemcy i kilku Żydów. W sumie udany dzień, gdyby jeszcze nie to moje kolano. Zobaczymy.

Etap 09  23.01.2025 Pyskowice – Centawa 26 km 

Ładny dzień. Jest koło zera, więc śnieg utrzymuje się jeszcze i nie ma chlapy. Prawie cały dzień dobra widoczność i dość słonecznie. Dopiero w końcówce trochę wiatru i lekki deszcz. Zaczynam o ósmej, polami do Pniowa, tam ruiny pałacu, potem las, pola i wieś Pisarzowice. Na horyzoncie pojawia się zbudowany z czerwonej cegły monumentalny szpital w Toszku oraz dominująca nad okolicą kolejowa wieża ciśnień. Idzie się dobrze, nie odczuwam bólu w nodze. Muszę tylko uważać na zlodzony śnieg, by nie wyciąć jakiegoś orła. Wchodzę do miasteczka, prosto na wspomniany szpital. Powstał w XIX w jako obiekt opiekuńczo – resocjalizacyjny, w czasie ostatniej wojny służył za miejsce internowania dla aliantów, a w 1945 był zamieniony na 6 miesięcy przez NKWD na obóz dla niemieckich więźniów. Ten ostatni okres to bardzo mroczna historia, z około 4,5 tysiąca osadzonych przeżyło tylko kilkaset osób. O tragicznej historii miejsca przypomina tablica umieszczona przy wejściu do szpitala. Mijam budynek d.hotelu Guttmannów. To miejsce warte uwagi z dwóch powodów. W 1899 urodził się w tym domu sir Ludwig Guttmann, światowej sławy neurochirurg oraz twórca ruchu paraolimpijskiego, a w latach 1919 – 1921 mieściła się tu komenda powstańcza i siedziba Polskiego Komitetu Plebiscytowego.       Wchodzę na rynek, taki trochę z lekkim spadem, masywna bryła ratusza, w perspektywie widoczny kościół i mury toszeckiego zamku. Sympatyczne miejsce. Idę na niewielkie wzgórze, tam częściowo zrekonstruowane pozostałości zamku. Z oryginału nie ostało się  zbyt wiele, więc wartość historyczna obiektu może  nie jest aż tak powalająca. Nie znaczy to wcale, że miejsce to nie ma swego uroku, na pewno jest warte odwiedzin. Klimatyczny budynek na wejściu, głęboka sucha fosa, skrzydło frontowe z efektownym portalem, dziedziniec, masywna wieża, wszystko to tworzy zgraną całość  i oczekiwany „historyczny” nastrój. Potem mix szlaku św.Jakuba i ścieżek rowerowych, najpierw drogą wśród pól a następnie kilka kilosów lasami. Kiedy zbliżam się do Centawy zaczyna wiać i „trochę” padać. Zwracam uwagę, że wiele budynków w tej okolicy wybudowano z użyciem kamienia wapiennego. Tak jest też w wypadku kościoła w Centawie. Ma 750 lat historii, pierwotnie drewniany, potem już wymurowany z wapienia. Obok mini park gdzie mam okazję poczytać o przywróconej przez mieszkańców Centawy ludowej tradycji wodzenia niedźwiedzia. Jeszcze kilkaset metrów i dochodzę do mojej agroturystyki, zwanej tu także bauerhofem. Jestem przecież na Śląsku 😊

Etap 10  24.01.2025 Centawa – Strzelce Opolskie 18 km   

Dzień zaczynam od śniadania i miłej rozmowy z gospodarzem. Tutejszy, od wielu pokoleń. Pytam o budowanie z wapienia. Tutaj to tradycja, pokłady wapienia o grubości do 6 m zalegają zaraz pod warstwą gleby. Wychodzę normalnie o ósmej, z moją nogą jest ok. Pogoda dobra i tak będzie do końca etapu. Resztki zmrożonego śniegu, jest około zera, z każdą godziną coraz więcej słońca. Etap krótki, ale dzisiaj idzie się topornie. Do tego ma za krótkie skarpety i cholewki butów uwierają moje golenie. Kusi więc aby zmienić buty na niższe, ale wiem, że nie wolno robić takich eksperymentów.                           Obuwie podmienię bez ryzyka, dopiero na wejściu do Strzelec. Z Centawy idę parę km polami, po części skrajem lasu. Tak zbliżam się do Jemielnicy, przede mną wyłania się sylwetka pocysterskiego klasztoru malowniczo położonego nad  dawnym rybnikiem. Na początku wsi cmentarz francuski. Dziś to zadbane miejsce z krzyżem i obeliskiem upamiętniającym około 500 żołnierzy Grand Armee, którzy ranni w bitwie nad Kaczawą w 1813 przebywali tu na rekonwalescencji. Niestety, w lazarecie pojawił się tyfus i przeżyły tylko jednostki. Jemielnica to duża gminna wieś z ponad 3 tysiącami mieszkańców          i bardzo bogatą historią. Na terenie gminy 60 % deklaruje jako ojczysty język polski, 25 % śląski a 15 % niemiecki. W czasie Plebiscytu zdecydowana większość ludności opowiedziała się za Polską. Niestety, pomimo licznego udziału mieszkańców w III Powstaniu, Jemielnica pozostała po niemieckiej stronie granicy. Nastąpiły brutalne prześladowania, w wyniku których  56 osób musiało wyjechać do Polski.        Dzieje wsi przez stulecia były związane z tutejszym klasztorem cystersów. Do dzisiaj zachowała się w dobrym stanie barokowa  poklasztorna zabudowa. Najcenniejszym zabytkiem jest oczywiście kościół Wniebowzięcia NMP z bardzo bogatą barokową dekoracją i wyposażeniem, co wytwarza szczególną „złotą” aurę panującą w świątyni. Niestety, początek nabożeństwa ograniczył mi znacznie możliwość pełnego poznania tego wyjątkowego  miejsca. Sporo czasu spędziłem natomiast na jemielnickim rynku, przy którym zachowała się praktycznie kompletna zabudowa zagrodowa. Na każdej posesji szczytami do ulicy stoją dwa połączone bramą budynki; jeden większy mieszkalny i drugi mieszkalno – gospodarczy. Jednak moją  uwagę w tym miejscu skupił memoriał poświęcony poległym w czasie 1. i 2. wojny światowej. Do tej jako Polak z Kongresówki 😉 podchodziłem sceptycznie do odnawiania tych „poniemieckich” pamiątek.  W Jemielnicy zrozumiałem, że problem jest naprawdę złożony i wypada go lepiej poznać.  Na pamiątkowych tablicach  widnieje ponad 350 nazwisk poległych  w 2 wojnach. Byli to mieszkańcy  Jemielnicy i najbliższych okolic. Zdecydowana większość nosiła polsko brzmiące nazwiska. Powstanie i Plebiscyt wykazały, że tutejsi Ślązacy byli bezsprzecznie przywiązani do polskiej kultury. Ginęli na wojnach, czasami po kilkoro w rodzinie, walcząc najczęściej za nie swoje sprawy. Zbierali od swoich i od obcych, od najeźdźców i od wyzwolicieli. Łomot spotykał ich z każdej strony i praktycznie na okrągło. Myślę, że słabo czujemy specyfikę Górnego Śląska. Nawet czasami myślimy, że został on utracony w wyniku rozbiorów. A przecież polityczne związki z Polską osłabły już w XIV w.       Dalej wieś Dziewkowice i kolejne upamiętnienie poległych Ślązaków, potem już do Strzelec Opolskich.    Na wejściu do miasta zaskakuje ładnie zagospodarowany staw. Tu chwila przerwy na zmianę obuwia. Uff!  Po drodze do centrum trochę budynków z charakterystycznego wapienia. Przechodzę przez plac Żeromskiego, dalej ładny neobarokowy kościół i budynek d.browaru, następnie rynek z dominującym ratuszem i statuetką strzelca. Widać, że miasto było bardzo zniszczone w czasie wojny i teraz mimo, że zostało odbudowane i nieźle się prezentuje, to nie tego pierwiastka, który przyciągałby do niego rzesze turystów. Dalej trwale zabezpieczona ruina strzeleckiego zamku z odrestaurowaną wieżą a za nią ładnie utrzymany park, założony przez hrabiego Andrzeja Renarda. Właściciel zamku zapisał się w historii miasta jako osoba wybitnie zasłużona, był dobrym gospodarzem i doszedł do wielkiej fortuny.  Zasłynął w Europie jako wybitny hodowca koni angielskich pełnej krwi, dla których utworzył stadninę we wsi Olszowa. 50 najcenniejszych okazów przebywało na stałe w masztalarni, pięknej stajni, która w zamkowym parku do dnia dzisiejszego cieszy nasze oko. Będąc w Strzelcach wypada wspomnieć o słynnym strzeleckim kryminale, przez wiele lat miał opinię najcięższego więzienia w PRL, np w latach siedemdziesiątych połowa jego pensjonariuszy była skazana za morderstwa. Kto tu tutaj nie siedział?                       Czytając wspominki jednego z naczelników placówki, można się dowiedzieć, że gościli tu Jan Rulewski (próba przekroczenia granicy), przyszły „konsul” Czesław Śliwa (oszust i fałszerz), twórca Bolka i Lolka Alfred Ledwig (ulotki polityczne). Strzeleckie więzienie ma też ponurą kartę. W czasach stalinowskich przetrzymywano tu  i wymordowano wielu bohaterów polskiego podziemia. Do dzisiaj spoczywają w bezimiennych mogiłach.

Etap 11  25.01.2025 Strzelce Opolskie – Góra Świętej Anny 20 km  

Niechętnie zakładam buty i wiem, że będę mógł je zmienić dopiero na końcówce etapu. W ciągu dnia okaże się jednak, że gdyby nie te harboły  to miałbym problem z dotarciem do mety. Wychodzę punkt ósma, mijam ruiny zamku i dalej alejkami strzeleckiego parku dochodzę do zabudowań d.bażanciarni. Teraz kilka km aleją łączącą niegdyś zamek ze stadniną w Olszowej. Po jakiś 3 km dochodzę do rudery neogotyckiej wieży Ischl. Cztery piętra, kiedyś z tarasem widokowym. Wybudował ją oczywiście graf Renard. Dziś wymaga kapitalnego remontu, nowy właściciel składał krzepiące deklaracje, ale jak do tej pory obiekt jest w opłakanym stanie. Trochę wieje więc na głowie czapka i kaptur, sporo mokrego śniegu pod stopami. W oddali pierwszy raz zauważam Górę Świętej Anny, no jeszcze niezły kawałek.                              W Księżym Lesie super odrestaurowany  budynek d.gorzelni należącej kiedyś, wiadomo do hrabiego, teraz mieści się tu nowoczesna baza zaopatrzenia rolnictwa. W ogóle wkraczam w trochę inny świat, wielkie hale i biurowce różnych firm powstałych na terenie Strefy Aktywności Gospodarczej, która jest zlokalizowana przy węźle A4. Generalnie przechodzenie pieszo przez skrzyżowania z autostradą nie jest jakąś szczególną frajdą, ale cóż do Olszowej muszę jakoś dostać. Warto było, budynki dawnej stadniny koni hrabiego Renarda są pięknie odnowione. Czerwona cegła i piaskowy wapień. Obecnie mieści się tu hotel, gastronomia i park miniatur. Potem jeszcze stary drewniany kościół i uderzam na Czarnocin. Idę lasem w kierunku kapliczki Boże Oko. To interesujące miejsce, w pobliżu znajduje się mogiła Powstańców wziętych do niewoli i rozstrzelanych przez niemieckich rycerzy. Niedaleko tego kapliczki wydarzyła się jeszcze inna tragedia. Młodszy syn hrabiego w trakcie zabawy ze swoją młodą żoną śmiertelnie się postrzelił z broni myśliwskiej. Tak na marginesie graf Renard w życiu osobistym nie miał fartu i w sumie był bardzo nieszczęśliwy. Przechodzę przez ładnie położoną zadbaną wioskę Czarnocin i zaczynają się schody. Przede mną piękna panorama okolicy, ale czeka mnie polna droga, która jest pokryta głębokim śniegiem. Nie mam wyboru, idę obok po błotnistym polu. Jak to dobrze, że mam takie buty 😊 Przemierzam właśnie fragment drogi Św.Jakuba i rzeczywiście jest tu teraz jak bywa na prawdziwym Camino.  Jakoś przebrnąłem i doszedłem do malowniczo położonej wsi Poręba.   Już widać klasztor. Dość mocno pod górę, pojawiają się pierwsze stacje drogi krzyżowej. Dochodzę do Muzeum Czynu Powstańczego, przed  wojną mieścił się tutaj Dom Polski, bardzo ważna placówka dla obrońców polskości w tej okolicy. Zmieniam buty i dobrą godzinę poświęcam na zwiedzanie ciekawej ekspozycji. Potem dochodzę do klasztoru i tam przerywam swoją wędrówkę. Czas wracać do domu. Niebawem tu wrócę. Odcinek z Gliwic na Górę Świętej Anny okazał się rewelacyjny. Było super.

Etap 12  06.02.2025 Góra Świętej Anny – Opole (Grotowice) 27 km                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                 Po kilku dniach przerwy wracam na trasę. W drodze na Górę Świętej Anny robię postój w Opolu i 1,5 godziny poświęcam na zwiedzanie miasta. Zaczynam od katedry i tu rozczarowanie. Zamknięta. Miała być 3 miesięczna przerwa na badania archeologiczne, bo wykryto coś w czasie prac remontowych, a zabawa trwa już chyba 1,5 roku i na dobrą sprawę końca nie widać. Jest ponoć niezła afera, wierni twierdzą, że  kościół jest dla Pana Boga a nie dla urzędników i konserwatorów. Przechodzę przez rynek i kieruję się do znajdującego tuż obok drugiego bardzo ważnego kościoła Świętej Trójcy. Ta przyklasztorna (franciszkanie) gotycko – barokowa świątynia skrywa w swoim wnętrzu kaplicę Św.Anny, będącą mauzoleum Piastów Opolskich. Piękny portal z okazałym herbem, w środku dwa podwójne sarkofagi. W krypcie pod nawą główną (nie miałem okazji zajrzeć) pochowanych jest jeszcze 8 książąt i 5 księżnych. Wśród nich spoczywa tu m.in. Władysław Opolczyk, postać bardzo różnie oceniana przez historyków, ale zasłużona jako fundator klasztoru na Jasnej Górze. Na pewno miejsce warte odwiedzin. Piękna słoneczna pogoda idę zatem na spacer na Wzgórze Uniwersyteckie.      I tu zaskoczenie in plus. Pięknie utrzymane, wiele nawiązań do historii, rząd rzeźb czterech pór roku, widok na starówkę. Bankowo wrócę tu pojutrze. Dziś spieszę już na PKP. Na dworcu okaże się, że niepotrzebnie, pociąg IC zaliczył pół godzinki spóźnienia. Po małych problemach z dojazdem ląduję na Górze Świętej Anny i idę do domu pielgrzyma. Fajny ciepły pokój i jeszcze do tego rolada z kluskami śląskimi na początek. Piękne popołudnie, idę więc bez zwłoki do amfiteatru i mój nastrój obraca się o jakieś 180 stopni. Pomnik Powstań Śląskich (X.Dunikowski) jest zaniedbany i zaczyna się sypać. Jest mi najzwyklej przykro, przecież nie tak dawno, niecałe 4 lata temu obchodzono 100 lecie III Powstania. Schodzę na dół do amfiteatru. No, tu to jest prawdziwa masakra. Szkoda słów. Wstyd, to w tym wypadku delikatne określenie. Po prostu hańba. Pomnik Historii i miejsce upamiętnia Powstańców Śląskich, miejsce gdzie rycerscy ochotnicy z Freikorpsu zrzucali ze skały polskich patriotów. Nie mam pewności jakie są tego przyczyny. Później dowiem się, że opiekę nad tym  miejscem przejęło MON i trwa procedura wyłaniania wykonawcy generalnego remontu. Zobaczymy, będę śledził jak idą prace.        Dochodzę na mini rynek i po monumentalnych schodach gramolę się na klasztorne wzgórze. Brama i wejście do innego świata. Przede mną wyłania się Rajski Plac, na wprost bazylika, a z trzech innych  stron krużganki z konfesjonałami dla pielgrzymów. Wyjątkowy nastrój i do tego praktycznie jestem  tu sam.  Wchodzę do kościoła, piękny bogaty barok, jest co pooglądać. Moją uwagę zwracają portrety grafów von Gaschin, kiedyś panów tych okolic i hojnych opiekunów klasztoru. Góra Świętej Anny to wyjątkowe miejsce, najwyższe wzniesienie Wyżyny Śląskiej z piękną panoramą na okolice, są tu i klasztor z drogą krzyżową, wzorowaną na tej z Kalwarii Zebrzydowskiej i miejsca pamięci związane z historią Powstań Śląskich. Dla Niemców to teren zwycięskiej bitwy, dla nas symbol zaciekłego oporu, który przyczynił się do przyłączenia znacznej części Górnego Śląska do Polski. Następnego dnia o 7:30 wychodzę na trasę. Zgodnie z prognozą jest ciut poniżej zera, mgła i sypie lekki śnieg. Ważne, że nie ma wiatru, więc idzie wytrzymać. Ścieżką Gaschinów idę jeszcze raz do klasztoru i zaglądam na chwilę do bazyliki i na Rajski Plac. Przy takiej aurze jeszcze bardziej odczuwa się wyjątkowość tego miejsca. Potem już w dół, przekraczam autostradę i dalej raz polami, raz lasem, przez Ligotę Dolną, Sprzęcice i Siedlec zbliżam się do Kamienia Śląskiego. Śnieg przestał padać i idzie się całkiem nieźle. Ku mojemu zaskoczeniu, okazuje się, że ta okolica ma sporo do zaoferowania, jest lądowisko dla samolotów, tor wyścigów samochodowych, hotel, strzelnica i pole golfowe. No i oczywiście teren kamienieckiego pałacu. Wchodzę od strony dawnego folwarku, niedawno kompletnej ruiny a dzisiaj imponującego Sebastianeum Silesiacum, ośrodka rehabilitacji z wykorzystaniem metod księdza Sebastiana Kneippa.     Dalej już park i sam pałac. No, super to wygląda. Pięknie. Na terenie parku jest kilka tablic i można się przekonać, jaka była skala upadku i dewastacji obiektu. Pełen szacun, że znów można podziwiać ten cenny zabytek w pełnym blasku. Komnat nie mam okazji zwiedzić, ale odwiedzam kaplicę św. Jacka Odrowąża, patrona Śląska, który urodził się tutaj w 1183. Po Odrowążach zamek przejęli Larischowie, a po nich grafowie von Strachwitz. Panowała tradycja, że kolejni panowie Kamienia nosili często imię Hiacynt (Jacek). Do historii przeszedł Hyazinth von Strachwitz, zwany Pancernym Hrabią. W czasie II wojny zasłynął jako brawurowy i bardzo skuteczny dowódca jednostek pancernych SS, budzący duży respekt u przeciwnika. Po wojnie, po krótkim okresie denazyfikacji, został skierowany przez aliantów do Syrii jako doradca wojskowy. W życiorysie hrabiego pojawia się jeszcze jedna, mroczna karta. Otóż wg Zyty Zarzyckiej, w czasie walk o Górę Św.Anny, na rozkaz hrabiego, dokonano zabójstwa polskich jeńców, których wrzucono żywcem do nieczynnej zamkowej studni. Opuszczam teren zamku  i mam okazję dostrzec, że Kamień Śląski to duża i bardzo ładnie prezentująca się wieś. Potem do Kosorowic i dalej jeszcze 7 km ładnymi lasami na nocleg w Grotowicach.

Etap 13  07.02.2025 Opole (Grotowice) – Opole (Wrzoski) 21 km  

Zamiast w centrum Opola postanowiłem nocować na jego drugim skraju, we Wrzoskach. Rezygnuję więc z wieczornego spaceru po opolskiej starówce, ale za to jutro będę miał zdecydowanie krótszy etap. Ranek zaczynam od zabawnej sytuacji, schodzę na 7:30 na umówione śniadanie a tu nikogo nie ma i wszystko pozamykane. Dziady! Wracam do pokoju po rzeczy i po kwadransie, już na „wyjściowo” schodzę. Dalej ani żywej duszy. Pal sześć śniadanie, ale nie mogę wyjść z hotelu. Wracam na piętro i szukam awaryjnego wyjścia. Jest. Znajduje drugą klatkę, schodzę a tam na mnie czeka już śniadanie.          Wczoraj wszedłem od ulicy, wejściem do restauracji i nie wiedziałem, że do hotelu prowadzi wejście    z boku od podwórka. Co sobie pogadałem pod nosem, to sobie pogadałem. Do centrum Opola czysta proza, najpierw chodnikiem wzdłuż wjazdu do miasta a potem drogą technologiczną, mało ciekawą okolicą wzdłuż torów kolejowych. Ale za to wejście do samego śródmieścia super. Kiedy dochodzę do Odry przede mną roztacza się ładny widok na rzekę, most i śluzę. Do tego piękna słoneczna pogoda. Ścieżka rekreacyjna wzdłuż Młynówki, chylące się do wody stare drzewa a na drugim brzegu zieleń i zaciszna zabudowa wyspy Pasieka. Miła okolica. Tak dochodzę do Mostu Groszowego. Kiedyś trzeba było płacić myto aby przejść na drugi brzeg. Potem plac I.Daszyńskiego z monumentalną fontanną bogini (od płodności) Ceres. Lubię w miastach miejsca zaplanowane z rozmachem. Uważam, że to właśnie obszerne place, mosty, bulwary nadrzeczne, aleje i piękne parki tworzą dopiero miasta z prawdziwego zdarzenia. Opole nie jest jakąś metropolią, ale w tym rejonie naprawdę prezentuje się bardzo korzystnie. Nie mam dziś ambicji zwiedzenia Opola do spodu, dość często tu bywam, więc będę miał jeszcze wiele okazji. Dziś decyduję się na galerię Jana Cybisa i „poprawkę” na wzgórzu koło uniwersytetu. Cybis urodził się na wsi w okolicach Głogówka, w Opolu natomiast jest zgromadzona największa kolekcja jego prac. Był czołowym polskim kapistą lub jak kto woli kolorystą. Wyjechał do Paryża w towarzystwie paru innych zapaleńców, mieli kasy na miesiąc a zostali w stolicy Francji kilka lat. Artysta miał w ogóle bogate i pełne zwrotów życie. Zwany „wielkim panem polskiego malarstwa”,       w 1956 został laureatem nagrody Guggenheima. Od ponad 50 lat jest przyznawane, bardzo cenione w środowisku plastyków, wyróżnienie jego imienia. W sumie duży format. Fajnie, że postanowiłem odwiedzić to muzeum. Potem okolice uniwersytetu. Nie mogłem sobie odpuścić grupy rzeźb znanych postaci kojarzonych z Opolem i festiwalem polskiej piosenki. Są Kofta, Grechuta, Osiecka i Młynarski, Starsi Panowie, Niemen. Jest Grotowski i chyba najbardziej opolski Edmund Osmańczyk. Przechodzę koło studni św.Wojciecha, wg tradycji w tym miejscu Bolesław Chrobry ufundował pierwszą opolską świątynię. Dziś stoi tu kościół zwany potocznie Na Górce. Wchodzę do wnętrza, bogaty barokowy wystrój. Zwracam uwagę na upamiętnienie Miłosza Michała Sołtysa, urodzonego w Opolu harcerza, powstańca, nauczyciela i konspiratora, który pod koniec wojny został stracony w Buchenwaldzie. Podobny los spotkał wcześniej, w 1944 jego syna Stanisława, oficera AK i cichociemnego. Był duch w narodzie. Szacunek. Pogoda ok, jest chłodno, ale bez wiatru. Trochę zdjęć i opuszczam rynek i jego okolice. Potem przedmieścia z najnowszą zabudową m.in. stadion Odry, podobno ultranowoczesny.         Mijam skansen w Bierkowicach (byłem w nim w tym roku) i wzdłuż drogi na nocleg do Wrzosek. Etap krótki, ale umęczył mnie ból stopy (pęcherz od spodu). A Opole? Zdecydowanie na plus. Jeżdżę dość często do tego miasta w sprawach i sądziłem, że to taki ponad powiatowy grajdół z aspiracjami bycia „województwem”. Teraz gdy mogłem lepiej się przyjrzeć, uważam, że to dość interesujące miasto, w którym można sympatycznie spędzić parę godzin.                                                                

14  08.02.2025 Opole (Wrzoski) – Skorogoszcz 21 km                                                                                                                                          

Wychodzę chwilę po ósmej, najpierw dobry km wzdłuż głównej a potem w pola i fajne chodzenie. Ładna pogoda, lekko zmrożona ziemia, więc i nie ma błota. Po godzinie przekraczam linie kolejową, dalej polami i skrajem lasu dochodzę do przypałacowego parku w Dąbrowie Niemodlińskiej. To dobre 20 ha zieleni. Park sprawia przyjemne wrażenie, z jednej strony pozostaje taki w stanie „naturalnym”, powalone drzewa i zarośla a z drugiej uporządkowane alejki, ławki i tablice informacyjne. Mam czas, mogę bez pośpiechu trochę połazić, oglądam stare dorodne dęby i cisy oraz ślady po dawnej kaplicy ewangelickiej. Co dwa tygodnie odbywało się w niej nabożeństwo, w którym uczestniczyli państwo z pałacu a także zapraszani właściciele sąsiednich Ciepielowic. W tym dniu przez park pałacowy mogli też przychodzić na mszę zwykli mieszkańcy. Ale bez przesady. Arystokraci siedzieli w oddzielonej od „publiki” loży. Potem już pałac. Pozytywem jest to, że mogę praktycznie bez ograniczeń pooglądać go od zewnątrz z bliska. W swej historii przeżywał wielkie chwile, zwłaszcza za panowania Hochbergów. Jaki jest jego stan prawny na dziś, nie jest do końca jasne. Z jednej strony tablice informują, że jest to własność Uniwersytetu Opolskiego, z drugiej teren jest otwarty a obiekt wygląda tak jakby ktoś zaczął remont ileś lat temu i po paru laty go przerwał. W każdym razie pałac prezentuje się ciekawie i ma duży potencjał. Po gruntownej przebudowie pod koniec XIX w. prezentuje styl neorenesansowy. Z detali warto zwrócił uwagę na ciekawostkę architektoniczną w postaci „poskręcanych” kominów. Od razu mam skojarzenie z pomysłami Gaudiego. Po zakończeniu rewitalizacji pałac wraz z przyległym parkiem mogą być jednym z ciekawszych tego typu miejsc na Opolszczyźnie. Potem Ciepielowice, tam popadający w coraz większą ruinę pałac. To już pewnie ostatni moment, aby  jeszcze próbować jego odbudowy albo przynajmniej jakiegoś zabezpieczenia. Dalej pola i ładny las, wieś Borkowice, znowu las i w końcu Skorogoszcz. W dawnym parku popałacowym poznaję historię gmachu rozebranego po II wojnie na cegłę. Jeszcze chwila i jestem pod kościołem św.Jakuba. Dotarłem tu pieszo po 15 latach, w 2010 przyszedłem w to miejsce Drogą Nyską Szlaku św.Jakuba, by dalej iść Via Regia w kierunku Santiago. Dziś kończę trasę Olkusz – Skorogoszcz, którą zacząłem wiosną 2023. To fragment mojej pieszej A 4, prowadzącej z Przemyśla do Zgorzelca. Na dziś do przejścia pozostał mi jeszcze odcinek z Bochni do Przeworska, trochę ponad 200 km. Mam nadzieję, że tej wiosny projekt A 4 zakończę.