ETAP 101 – 11.03.2015 Saint Jean d’Angely – Saintes (36 km)
Tak jak to bywa na Szlaku, miało być ciężko a wyszedł etap królewski. Rano jesteśmy pełni obaw. Ola ma duże problemy z nogami. Trasa jest też tak poprowadzona, że nie można praktycznie zrobić żadnego skrótu. Wychodzimy o 6:30. Bez kłopotów opuszczamy Saint Jean d’Angely. Pogoda nam sprzyja. Teren lekko pofałdowany, szachownica pól, lasów, winnic i zarośli. To nie Turenia, gdzie pola w jednym kawałku mają po kilkadziesiąt hektarów, a droga idzie prosto. Odnosimy wrażenie, że Saintonge lepiej prosperuje niż sąsiednie Poitou, jest bardziej zadbane i chyba zasobniejsze. Pomimo kłopotów Oli utrzymujemy się w założonym harmonogramie przejścia etapu. Po trzech godzinach dochodzimy do maleńkiej wioski Fenioux. I tu duże zaskoczenie. Osada jest zadbana i pamiętają tu o pielgrzymach. Oznakowanie i informacje, otwarty kościół, sięgający początkami IX wieku. Wreszcie wieża głodowa. Można do niej wejść. Włącza się automatyczne oświetlenie. Schody są tak wąskie, że człowiek miałaby kłopot. Żadnych okienek, dopiero na samej górze, w klatce są małe prześwity. Nie wchodzimy, wolimy popatrzeć z dołu. Słoneczna pogoda i wizyta w tej maleńkiej wiosce dodają nam energii. Tak potrzebnej na takim etapie. Jest ciepło, ale nie ma upału. Piękne widoki, część drogi przez lasy. Zupełnie inne niż u nas. Lasy co prawda są często dębowe, ale drzewa rosną odmiennie niż nasze dęby. Zamiast jednego masywnego pnia to kępki kilku drobnych odnóży, przypominające bardziej ogromne krzaki niż pojedyncze drzewa. Do tego wiosenne kwiaty: pierwiosnki, kaczeńce i ogromna masa żonkili. Leśne ścieżki przypominają te z hiszpańskiej Galicji, są wąskie i kamieniste. Czasami niestety jest jeszcze trochę błota. W połowie etapu, przed Juicq napotykamy schron dla pielgrzymów. Informacje zapraszają do środka. Na zewnątrz stolik i krzesła. Drzwi nie są zamknięte na klucz. Można swobodnie wejść. Otwieramy. Dość duże pomieszczenie, może zmieścić kilka dobrych osób. Ślady odwiedzin, wpisy i inne pamiątki. My musimy iść dalej, ale myślimy, że schron pomógł wielu osobom, zwłaszcza w czasie niepogody. Leśnymi i polnymi drogami dochodzimy do Le Douhet. Znowu kapitalne miejsce. Zabytkowy kompleks pałacowy z XVII w. i otwarty kościół. My będziemy wspominać miło osadę z powodu krótkiego odpoczynku w przydrożnym barze. Jest otwarty. Fatamorgana. Kawa i cola. I do tego spontaniczne przyjęcie przez wesołe towarzystwo, raczące się w porze sjesty małym drinkiem. Wychodzimy z Le Douhet podbudowani, z wiarą, że dojdziemy. Plan zakłada 18:30, planujemy zmieścić się do 20:00. Dzwonimy na nocleg do schroniska przy kościele św. Eutropy w Saintes. Pani mówi, że musimy być najpóźniej do 19:00. Zapominamy o naszych nogach i połykamy kilka kilometrów. Zbliża się Saintes. Sporo „nierobów” na polach golfowych. I wejście do miasta. Tylko zdjęcie przy Łuku Germanika. Miasto musi być bardzo interesujące, ale go nie zwiedzamy. Jeszcze dwa wzniesienia i jesteśmy przed kwaterą. W maleńkim pomieszczeniu znajdującym się w ogromnym kościele przyjmuje nas przesympatyczna pani. Łapiemy dobry kontakt. Jesteśmy pierwszymi Polakami w tym schronisku. To był wspaniały etap, padamy z nóg, ale jesteśmy przekonani, że dla takich właśnie etapów, warto chodzić na Szlak.