ETAP 118 – 01.03.2016 Saint Jean Pied de Port – Roncesvalles (25 km)
27 lutego wyjeżdżamy z Głuchołaz. Podróż samochodem, do punktu wyjścia na nasz ostatni odcinek szlaku – Camino Frances, zajmuje nam trzy dni. Pierwszego dnia, zgodnie z planem dojeżdżamy do Miluzy. W drugim dniu zatrzymujemy się na krótki odpoczynek w ekskluzywnym Vichy, potem podziwiamy znane nam już panoramy Masywu Centralnego, ze zdobytymi kiedyś szczytami Puy de Sancy i Puy de Dome, wreszcie punkt etapowy w Perigueux. Tu odwiedzamy zabytkowe centrum ze wspaniałą katedrą św.Fronta. Trzeciego dnia jadąc autostradą do Bajonny, po drodze widzimy znajome fragmenty naszej zeszłorocznej trasy przez lesistą krainę – Landy. Z Bajonny, gdzie auto odstawiamy na parking, już pociągiem dojeżdżamy do SJPP. Po przyjeździe pierwsze kroki kierujemy do biura pielgrzyma, gdzie serdecznie przyjmuje nas gość, który niedawno szedł szlakiem z Polski. Ma charakterystyczny beret, jest sympatyczny i do tego zna parę słów po polsku. Nocleg w schronisku municipal. Następnego dnia pierwszy etap naszej drogi. Ze schroniska wychodzimy o siódmej, jako pierwsi. Parę zdjęć i opuszczamy Saint Jean Pied de Port. Idziemy wariantem przez Valcarlos. Tradycyjny wariant napoleoński jest do końca marca zamknięty. Przekonamy się później, że to słuszna decyzja rządu Nawarry. Jak na pierwszy dzień, idzie nam się zupełnie sprawnie. Nasza droga prowadzi asfaltem pod górę, później idziemy już ścieżką. W dole górski potok, słońce. Piękny początek etapu. Idziemy w towarzystwie Petera z Australii i młodego Słowaka Mariana. W pewnym momencie nasza sielanka się kończy. Zaczyna się strome i trudne podejście w mokrym śniegu i błocie. W końcu, nieźle zmęczeni, wracamy na asfalt. Serpentynami, cały czas w górę, dochodzimy do przełęczy Ibaneta – 1057 m. Tutaj prawdziwa zima. Jeszcze półtora kilometra i jesteśmy w Roncesvalles. Jak na pierwszy dzień, po rocznej przerwie, dostaliśmy nieźle w kość. Mamy już towarzystwo, jest z kim zamienić parę słów. Ze złych wiadomości, to Ola upadła pod prysznicem i może być jutro jakiś problem. Wieczorem idziemy na mszę dla pielgrzymów. W pięknym klasztornym kościele czterech starych zakonników i dziewiątka pielgrzymów. To znak naszych czasów. Krótka msza, oczywiście po hiszpańsku. Uroczysty nastrój. Na koniec, każdy indywidualnie, z imienia, otrzymuje błogosławieństwo na swoje Camino. Piękna, kilkusetletnia tradycja.