ETAP 16. – 16.09.2020 (Hel) Władysławowo – Gdynia (32 km)
Cholerny etap, ale taki też musi się zdarzyć. Sen niespokojny, boję się aby nie zaspać. O 6:40 mam pociąg z Helu do Władysławowa. Dwa razy nie będę przechodził całej mierzei, byłoby to bez sensu. Na stację oczywiście zdążyłem i chwilę po 7:00 wychodzę już z Władysławowa. Pierwszy ważny na trasie punkt to Puck, niewielkie miasteczko z bogatą historią. Na początek upamiętnienie Zaślubin Polski z morzem w lutym 1920 (znowu gen. Haller), potem pomnik kapra i pamiątkowa ławeczka gen. Mariusza Zaruskiego, zasłużonego harcerza, żeglarza i marynarza. A wszystko na tle kameralnego portu i przystani jachtowej z molo zakończonym knajpką. Do tego ładny widok na Zatokę Gdańską. Potem imponująca gotycka fara z kaplicą, zasłużonych dla miasta Wejherów. Całkiem sporo w tym Pucku. Za miastem idę wysokim klifem w kierunku Rzucewa. Jest gorąco, idzie się topornie. W lesie odkryte przez archeologów ślady osady łowców fok sprzed dwóch tysięcy lat. Potem jeszcze pałac Jan III Sobieski, król tu nigdy nie był. Obiekt powstał dopiero w XIX w. Wchodzę na tereny rezerwatu “Beka”. Mokradła, odkryta przestrzeń, betonowe płyty i dający się we znaki skwar. Na dodatek dwukrotnie spotykam “jednodniowego” turystę z Gdańska. Traktuje mnie bardzo protekcjonalnie, pyta czy mam jakąś mapę, udziela niezbędnych rad. Niezły mądrala. Cała sytuacja przywodni mi trochę na myśl sceny z filmu Il Maestro z Aznavourem. Dalej zupełne odludzie i w sumie nieciekawy teren. Jeszcze ruchliwa droga i wchodzę do Pogórza, na samej granicy Gdyni. Mam dość. Zakupy i na kwaterę. Warunki spoko. Ładny pokój na poddaszu, łazienka na piętrze i do tego jeszcze miła gospodyni. Problem jednak w tym, że właścicielka mieszka na dole i korzysta z zupełnie innego wejścia. Ja natomiast mam za ścianą towarzystwo rodem z meliny. Picie, granda i wyzwiska. I tak parę godzin. Co robić w takiej sytuacji? Przeczekać albo iść na całość. Wariantów pośrednich nie ma. Nie bardzo mam ochotę na przymusową wieczorną przeprowadzkę. Przeczekałem. Towarzystwo osłabło i w naturalny sposób jakoś się uspokoiło. Po ciężkim etapie nie miałem dziś szans na odpoczynek.
Cholerny etap, ale taki też musi się zdarzyć. Sen niespokojny, boję się aby nie zaspać. O 6:40 mam pociąg z Helu do Władysławowa. Dwa razy nie będę przechodził całej mierzei, byłoby to bez sensu. Na stację oczywiście zdążyłem i chwilę po 7:00 wychodzę już z Władysławowa. Pierwszy ważny na trasie punkt to Puck, niewielkie miasteczko z bogatą historią. Na początek upamiętnienie Zaślubin Polski z morzem w lutym 1920 (znowu gen. Haller), potem pomnik kapra i pamiątkowa ławeczka gen. Mariusza Zaruskiego, zasłużonego harcerza, żeglarza i marynarza. A wszystko na tle kameralnego portu i przystani jachtowej z molo zakończonym knajpką. Do tego ładny widok na Zatokę Gdańską. Potem imponująca gotycka fara z kaplicą, zasłużonych dla miasta Wejherów. Całkiem sporo w tym Pucku. Za miastem idę wysokim klifem w kierunku Rzucewa. Jest gorąco, idzie się topornie. W lesie odkryte przez archeologów ślady osady łowców fok sprzed dwóch tysięcy lat. Potem jeszcze pałac Jan III Sobieski, król tu nigdy nie był. Obiekt powstał dopiero w XIX w. Wchodzę na tereny rezerwatu “Beka”. Mokradła, odkryta przestrzeń, betonowe płyty i dający się we znaki skwar. Na dodatek dwukrotnie spotykam “jednodniowego” turystę z Gdańska. Traktuje mnie bardzo protekcjonalnie, pyta czy mam jakąś mapę, udziela niezbędnych rad. Niezły mądrala. Cała sytuacja przywodni mi trochę na myśl sceny z filmu Il Maestro z Aznavourem. Dalej zupełne odludzie i w sumie nieciekawy teren. Jeszcze ruchliwa droga i wchodzę do Pogórza, na samej granicy Gdyni. Mam dość. Zakupy i na kwaterę. Warunki spoko. Ładny pokój na poddaszu, łazienka na piętrze i do tego jeszcze miła gospodyni. Problem jednak w tym, że właścicielka mieszka na dole i korzysta z zupełnie innego wejścia. Ja natomiast mam za ścianą towarzystwo rodem z meliny. Picie, granda i wyzwiska. I tak parę godzin. Co robić w takiej sytuacji? Przeczekać albo iść na całość. Wariantów pośrednich nie ma. Nie bardzo mam ochotę na przymusową wieczorną przeprowadzkę. Przeczekałem. Towarzystwo osłabło i w naturalny sposób jakoś się uspokoiło. Po ciężkim etapie nie miałem dziś szans na odpoczynek.