ETAP 24 – 24.03.2011 Grossenhain – Strehla (26 km)
Dość, że bardzo przyzwoity nocleg, to jeszcze właścicielem hotelu jest firma piekarnicza. Świeże bułeczki na śniadanie. Świadome samoograniczenia. Wychodzimy o 6:30. Idziemy kilkaset metrów, zatrzymuje nas kobieta, zwracając uwagę, że musimy skręcić. Sympatyczne! Trochę marszu nam zaoszczędziła. Pewne kłopoty z oznakowaniem w rewitalizowanym parku miejskim, ale dajemy radę. Przedmieścia i alejka spacerowa do wioski Skassa, gdzie kolejny słup saskiej poczty (sprawa zaczyna mnie coraz bardziej interesować). Dalej alejka, pola, kolejne wioski, droga pod lasem, ławeczka, popas i super pogoda. Droga główna, zaczyna się monotonia, samochody. Dobrze, że jest ścieżka rowerowa. Wielki zakład poprawczy „obsługujący” zakłady Mannesmanna. Wioska Zeithain. Zamknięte muzeum pożarnictwa. Idziemy poboczem. Powtórka z 2. części wczorajszego etapu. Przed Gohlis wchodzimy na spokojniejszy odcinek. Po chwili dochodzimy do Łaby. To rekompensuje wszystko. Łaba nie jest „zabetonowana”, płynie naturalnie i nawet leniwie. Przechodzimy przez dwie kolejne wioski (letniskowe). Dochodzimy do promu. Cóż to był za prom! Jak nas zobaczyli po drugiej stronie to gość przypłynął. Bilety po 80 centów. „Kapitan” w fartuchu a la szewc Flig z Głuchołaz. Tak zwyczajnie, w środku potężnych Niemiec. Na przystani po drugiej stronie nie zwróciliśmy uwagi na pomnik. A szkoda. W 1945 roku Rosjanie i Amerykanie spotkali się tu po raz pierwszy. Jeszcze 1,5 km, wizyta w prawdziwym zamku (jeszcze bez lukru), pensjonat, sklep i padaczka przed 19:00. Rano okaże się, że jesteśmy nieźle obolali.
Droga Ekumeniczna przebiega, praktycznie w całości przez tereny należące niegdyś do Wettinów, obejmujące Saksonię, Saksonię – Anhalt i Turyngię. Po podziale dynastii w 1485, co spowodowało odłączenie Turyngii, dominujące znaczenie zyskała linia albertyńska, która przy zmniejszonym terytorium, uzyskiwała coraz większe wpływy polityczne. W 1547 roku drezdeńscy Wettinowie odzyskali prawa elektorskie, w 1635 przyłączyli Łużyce, a w latach 1697 – 1763 ich kraj pozostawał w unii personalnej z Polską. Szczytowym okresem rozwoju Saksonii były rządy Augusta II Mocnego. To właśnie za jego panowania w krajobrazie Saksonii pojawiły się charakterystyczne, obecne do dziś, kamienie milowe poczty saksońskiej. Saksońskie słupy pocztowe zostały wzniesione na wszystkich głównych szlakach handlowych, oraz w prawie wszystkich miastach elektoratu Saksonii, aby wskazywać oficjalne odległości. Miało to stanowić podstawę dla spójnego systemu kalkulacji opłat pocztowych. System nawiązywał do starożytnych, rzymskich słupów kilometrowych i obejmował nie tylko dzisiejszą Saksonię, ale także Saksonię – Anhalt, Turyngię, znaczne tereny Brandenburgii i Polski. Początkowo, przed 1700 rokiem kolumny były wykonywane z drewna, które jednak okazało się niezbyt trwałym materiałem, nieodpornym na warunki atmosferyczne. Postanowiono więc zastosować słupy kamienne. Największe zasługi w rozwoju saksońskiego systemu pocztowego położył pastor ze Skassa, a jednocześnie wybitny kartograf Adam Friedrich Zürner, kierujący pracami od 1713 roku. Zürner na podstawie zweryfikowanych starych map oraz nowych opracowań stworzył perfekcyjną sieć saksońskiego systemu. Odległości w terenie były określane z dokładnością do 1/8 godziny. Do pomiaru faktycznych wielkości w terenie używano specjalnie skonstruowanego jednokołowego pojazdu z prostym licznikiem, który pozwalał przeliczać przebytą drogę w tzw. prętach drezdeńskich (4,531 m). Od 1722 roku w Saksonii obowiązywał ujednolicony, wprowadzony przez Zürnera system mierniczy, którego podstawę stanowiła saksońska mila pocztowa = 2000 prętów drezdeńskich = 2 godzinom wędrówki piechura = 9,062 km. Do dnia dzisiejszego zachowało się około 200 z 300 kolumn dystansowych i około 1200 innych kamieni milowych. Kolumny dystansowe ustawiane w miastach, w najważniejszych węzłach komunikacyjnych, były najokazalsze pod względem wielkości ( 4,53 m wysokości) i wyglądu (bogactwo kamiennych dekoracji z efektownymi godłami Rzeczypospolitej i Saksonii). Kamienie milowe były wznoszone z okazji każdej pełnej mili przy drodze pocztowej. Mają one wysokość 3,75 m i w kształcie, choć znacznie skromniejsze, przypominają kolumny dystansowe. Kamienie półmilowe, zwane również kamieniami godzinowymi mają wysokość około 3 m, a kamienie ćwierćmilowe są wysokości 1,7 m.
Pod koniec II wojny, w Strehla, w miejscu, gdzie obecnie działa na Łabie przeprawa promowa, znajdował się most pontonowy. 22 kwietnia 1945 roku działy się tu dantejskie sceny. Z jednej strony, wycofujące się wojska niemieckie wysadziły most w powietrze, chcąc pozbawić zbliżających się szybko Rosjan możliwości przeprawy na przeciwną stronę. Z drugiej, artyleria radziecka, aby nie pozwolić na ucieczkę za Łabę rozproszonym oddziałom niemieckim, przypuściła zmasowany atak na okolice przeprawy, gdzie znajdowali się cywile, biorący udział w demontażu mostu oraz uchodźcy, mający nadzieję przedostać się na drugą stronę. Liczba ofiar przekroczyła 400 osób. 25 kwietnia w te okolice przybyli żołnierze amerykańscy i nawiązali kontakt z Rosjanami, którzy byli po drugiej stronie Łaby, w okolicach Lorenzkirch. Około 11:30 na drugą stronę przepłynął łodzią porucznik Albert Kotzebue z 69 Dywizji Piechoty. Towarzyszyli mu 3 żołnierze z jego oddziału oraz niedawno wyzwoleni przymusowi polscy robotnicy. Między 12:00 a 13:00 doszło do pierwszego spotkania z Rosjanami (ppłk Aleksander Gordiejew). Widząc ogrom nieszczęścia, jaki ujrzeli, w tym widok pięcioletniej martwej dziewczynki, która trzymała w jednej ręce lalkę, a w drugiej rękę martwej matki, żołnierze obu armii złożyli wspólną przysięgę, że uczynią wszystko, aby zapobiec kolejnej wojnie w przyszłości. Ponieważ miejsce spotkania z powodu makabrycznych widoków nie nadawało się do fotografowania, przerwano spotkanie i ustalono kolejne. Pierwszego spotkania w okolicy Lorenzkirch postanowiono nie dokumentować i nie pokazywać publicznie. Do ponownego spotkania, które sowieci zapisali jako pierwsze, doszło o 13:30 w pobliskim Kreinitz,. O godzinie 15.30, w Torgau amerykański patrol, pod dowództwem Williama Robertsona, spotkał żołnierzy radzieckich z porucznikiem Aleksandrem Silwaszko. Dwa dni później, tym razem już dla dziennikarzy, odtworzony został symboliczny uścisk dłoni tych właśnie oficerów, na zniszczonym moście w pobliżu niemieckiego Torgau. Zdjęcie obiegło cały świat, a podporucznik Silwaszko stał się najbardziej znanym na Zachodzie radzieckim żołnierzem czasów II wojny światowej