ETAP 36 08.03.2018 Gemona – San Daniele 29 km
W gościnnej oberży spożywam dobre śniadanie i wyruszam na trasę. Ranek jest chłodny, ale zapowiada się ładny dzień. Gemona jest położona u stóp jeszcze ośnieżonych szczytów. Ścieżką turystyczną, trochę naokoło, wychodzę z miasta. Idę doliną Tagliamento. Wiosna, dochodzę do Osoppo, prawie same nowe budynki. Osada też była ofiarą pamiętnego trzęsienia ziemi. W Osoppo znajdują się pozostałości dawnej twierdzy. Następne kilka km idę przez rezerwat (orchidee), który obejmuje las porastający nadrzeczną dolinę. Piękna słoneczna pogoda, gdy odpoczywam jestem w samej koszulce. Za mną efektownie prezentujące się alpejskie szczyty. Dalej idę trochę krajówką, potem polnymi drogami, potem znów krajówką. Staram się ominąć Majano, tak aby w końcu dojść drogą lokalną do San Tomaso. Znajduje się tam kościół św.Jana i stare hospicjum dla pielgrzymów. To bardzo ważne miejsce na pielgrzymkowej mapie Europy. W średniowieczu w San Tomaso była krzyżówka dróg do Santiago, Jerozolimy i Rzymu. Kościół jest otwarty, hospicjum, niestety nie. Jestem rozczarowany, liczyłem, że zatrzymam się tutaj na dłuższą chwilę, wejdę do środka i trochę zapoznam się z działalnością tej odremontowanej placówki. Będąc za płotem staram się poczuć klimat tego miejsca. Szkoda, że w centrum krzewienia idei pielgrzymowania pocałowałem klamkę i nie miałem nawet okazji przybić pieczątki do swojego paszportu. Do San Daniele dochodzę nieźle zmęczony. Ciepło daje się jednak we znaki. Do tego stolica włoskiej szynki znajduje się na szczycie wzniesienia, więc cierpliwie wchodzę pod górę. Przechodzę przez centrum miasteczka i aby trafić na nocleg muszę tym razem zejść spory kawałek w dół. Trafiam na nocleg, serdeczne przyjęcie, kąpiel i z powrotem pod górę, ponieważ chcę trochę pospacerować po San Daniele. Nie nastawiam się na degustacje miejscowej szynki. Tą mam obiecaną na jutrzejsze śniadanie. Zupełnie wystarcza mi pochodzenie po centrum tego „szynkowego” biznesu. Zaglądam do dwóch kościołów (w jednym imponujące freski), oglądam lokale zapraszające na wspomniane degustacje, podziwiam efektowne witryny delikatesów i wypaśnych cukierni. Jest klimacik, ale to przecież San Daniele. Wracam na nocleg, po drodze jeszcze zakupy, potem obfita kolacja i LB.