ETAP 42 – 15.10.2012 Homberg – Treysa (29 km)
Z gościnnego noclegu wychodzimy przed siódmą, jest jeszcze ciemno. I niespodzianka. Nieźle leje. Zakładamy peleryny. Nici ze zwiedzania miasta, nawet pobieżnego oglądu. Trzeba iść do przodu. Wychodzimy z Hombergu, pada jakby trochę mniej. Za Sondheim deszcz ustaje. Okazuje się, że nasze peleryny nie zdają egzaminu. Kupiliśmy zleżałe. Kompletne dziadostwo. Dochodzimy do Frielendorfu. W samie zakupy i małe śniadanie, pieczywo pycha. Tak w ogóle, to zakupy w małych sklepikach na niemieckiej wsi to duża frajda. Szczególnie miło jest w wiejskich masarniach. Ach te leberki, salcesony i inne regionalne specjały. Frielendorf jednak rozczarowuje, podobnie jak Spieskappel (zamknięty kościół). Zimno. Mijamy wieżę Spiesturm, kiedyś ważny punkt strategiczny w Hesji. Jeszcze kolejna wioska i długie podejście dróżką wzdłuż szosy do Ziegenhain. Pogoda jesienna. Ziegenhain, niegdyś otoczona fosą wodna twierdza, to typowe niemieckie miasteczko. Zabytkowy ratusz, plac paradny z zamkiem, kościół i kamienice z muru pruskiego. Dalej idziemy groblą do Treysa. Również takie stare miasteczko, ratusz, dwa kościoły i „pruskie” domy. Na jego przedmieściach Hephata. To miejsce dzisiejszego noclegu. Warunki skromne, cena symboliczna 5 euro/os. Łapiemy się na „dwójkę”. Na piętrze mieszka też grupa studentów. Liczymy straty, liżemy rany. Przede wszystkim moja prawa stopa. Nie wygląda to ciekawie. To był trudny etap, ale i tak było lepiej niż zapowiadało się rano w Hombergu. Na zewnątrz impreza dla niepełnosprawnych. Gwar i muzyka. Na piętrze jakaś śpiewająca Francuzka. Ta Hephata to trochę dziwne miejsce. Potem wyjaśnia się wszystko. Hephata to centrum dobroczynności. W 1901 miejscowy pastor założył fundację pomagającą osobom niepełnosprawnym, starym, odrzuconym i uzależnionym. Inicjatywa rozwinęła się na terenie całych Niemiec. Organizacja współpracuje m.in. z uniwersytetem w Darmstadt (studenci?) i uczelnią z Montpellier (śpiewająca Francuzka?). Gwar i muzyka dobiegające z imprezy dla niepełnosprawnych to element statutowej działalności stowarzyszenia. Tragiczne losy spotkały podopiecznych Hephaty w czasie wojny. Naziści szybko rozwiązali cały problem w swoim stylu. Po II wojnie ośrodek się odrodził i prowadzi bardzo wszechstronną działalność. Smutną kartą w najnowszej historii Hephaty jest fakt, że w latach 50-tych i 60-tych XX wieku główny lekarz ośrodka, aplikował swoim podopiecznym leki, których nie wymagał ich stan zdrowia. Pan profesor robił to w celach badawczych.