ETAP 57 – 21.09.2013 Clermont – Liege (28 km)
Miłe złego początki. Zrelaksowani, wypoczęci robimy ostatnie zdjęcia w Clermont i ruszamy w drogę. Idziemy linią kolejową 38, która obecnie została zamieniona na ścieżkę turystyczną. Poruszamy się „stacja za stacją”. Dawne budynki stacyjne zostały sensownie zagospodarowane, pozostawiono nazwy stacji i niektóre napisy. Sprzyja to zachowaniu pamięci o dawnej drodze żelaznej. W Battice jeden z wielkich fortów z okresu I wojny, wchodzący w skład całego systemu obronnego pobliskiego Liege. To dla ducha, dla ciała zakupy w piekarni w Herve. A potem podmiejskie osiedla Liege. Dziadostwo i brud to łagodne określenia. Coraz bardziej „kolorowo”. Wchodzimy do właściwego miasta, zarośla oraz opuszczone i zdewastowane wielorodzinne bloki. Wrażenie jest przygnębiające. Jesteśmy zmęczeni. Nasz nastrój pogarsza najpierw konieczność szukania w centrum, zamówionego hotelu, a później jego otoczenie i jakość hotelowej obsługi. Jak nas skroił ten grubawy buc? Nie przyznam się. Jest mi wstyd. Jedno jest pewne, hotel w Liege to bezsprzecznie nasze najgorsze doświadczenie na całej trasie z Głuchołaz do Paryża. Stosunek ceny do jakości? Rekord. Po Liege pochodziliśmy trochę. W sumie to dziwne miasto. W przewodnikach nie jest szczególnie polecane. Jest wiele zabytków, ale nie ma uroku. Coś w sobie jednak ma. Na koniec powrót do etnicznej dzielnicy, w centrum. Jemy kebab, a ja robię za ochronę. Nie lubię tego gościa z Liege.