ETAP 61 – 25.09.2013 Sclayn – Namur (16 km)
Ten krótki etap przejdzie do historii naszego pielgrzymowania. Śniadanie i pożegnanie z miłym gospodarzem. To jeden z najbardziej przyjaznych pielgrzymom noclegów, jakie spotkaliśmy na naszej dotychczasowej drodze do Santiago. Było bardzo miło. Wyruszamy. Mgła. Most na Mozie. Wybieramy wariant „górski”, trudniejszy, ale ciekawszy. Trasa dobrze oznakowana. Idziemy w okolicy, gdzie w 1934 roku,.zginął podczas wspinaczki na skale Grand Bon Dieu niedaleko Marches-les-Dames król Belgów Albert I. Król bardzo szanowany i lubiany. Oficjalna wersja głosi, że król dotarł do szczytu 32-metrowej skały, gdy oderwał się od niej blok i spadając, pociągnął za sobą króla, który uderzył głową o ścianę. Była to śmierć zgodna z życzeniem Alberta, który nie uważał, że „byłoby pięknie umrzeć w swoim łóżku”. Zaliczamy pierwsza górkę i wychodzimy na otwarte pole. Przed nami idzie młoda kobieta, która zatrzymuje się na krzyżówce. Kiedy dochodzimy, pyta czy może zrobić nam zdjęcie. Zaczynamy rozmowę. Mówi, ze mieszka niedaleko i codziennie wychodzi sprawdzać czy nie przechodzą w tym miejscu pielgrzymi. Przyglądam się jej i mówię, że ma na imię Sylwia, wymieniam jej nazwisko, a także przypominam fakt, że trzy lata temu była u siostry Hildegardy w klasztorze w Horrem. Jest zaskoczona. Mówię, że znam stronę radiocamino.net, którą prowadzi. Wariacja. W szczerym polu w Walonii przypadkowy Polak rozpoznaje zakręconą na punkcie szlaku Belgijkę. Sylwia zaprasza nas na kawę. Niestety, musimy iść dalej. Rozmawiamy jeszcze chwilę i się rozstajemy. Każdy idzie w swoją stronę. My dalej w kierunku Namur, ona do domu. Sylwia, po przyjściu do siebie napisze obszerną relację z tego spotkania, którą zamieści na wymienionej wyżej stronie. Od tego momentu mamy mocne papiery, wszędzie możemy się przedstawiać za pośrednictwem internetu, i to po francusku! W dalszej naszej drodze skorzystaliśmy parę razy z relacji Sylwii, kiedy przedstawialiśmy się kolejnym gospodarzom. Mamy nadzieję, że nie było to ostatnie nasze spotkanie z tą sympatyczną osobą. W dalszej drodze stara posiadłość rycerska, potem dożywający, niestety, swoich dni klasztor Notre-Dame-du-Vivier. Znowu podejście pod górę. Idziemy lasem. Wreszcie wychodzimy ponownie nad Mozę i widzimy wielkie młyny w Beez. Jeszcze w 1986 roku, przerabiano tu 2000 ton zboża dziennie, obecnie archiwum walońskie. Wchodzimy do Namur. Dość długo namierzamy kwaterę u Pani Bombaerts. Jesteśmy zmęczeni. Idziemy na krótki spacer po Namur. Na ulicach dużo eleganckich kobiet. W sumie nie zwiedzamy miasta. Noc nie jest spokojna. Dokuczają komary, a Ola ma jakieś kłopoty z żołądkiem. Miało być lekko a wstajemy niewyspani.