ETAP 67 – 01.10.2013 Petigny – Scourmont (25 km)
Pogodny, choć chłodny ranek. Wychodzimy o 7:00, lekki rozruch i już Couvin. Ślady bogatej historii. Niestety wszystko pozamykane. Jesteśmy za wcześnie. Couvin zapamiętamy z innego powodu, a może powodów. Pierwszy to moje buty. W całej relacji z odcinka Kolonia – Paryż w ogóle o naszych butach nic wspominam. Dlaczego? Bo są wspaniałe. Buty mamy super i dlatego nie narzekamy na podstawową pielgrzymią dolegliwość, pęcherze na stopach. Otóż moje buty, właśnie w Couvin dały znać o sobie. Lewe sznurowadło zaczepiło o haczyk w prawym bucie. Upadek efektowny, prawie jak kiedyś w Dahlen na Drodze Ekumenicznej. Jak padałem, myślałem tylko jedno, padnij tak abyś mógł iść dalej. Udało się. Drugi powód wspominania Couvin to wizyta na poczcie. Wysłaliśmy do Polski paczkę – 6 kg. Zostało absolutne minimum. Powtarzam minimum. Poszło, co prawda 48 euro, ale co za ulga. Jeszcze późne śniadanie i zrobiła się 11:00. Teraz już bez żartów. Plecaki lekkie, ale w klasztorze Scourmont musimy być przed 17:30. Ostatecznie rezygnujemy z Chimay (słynne piwo i sery) i prosto do Scourmont. Pogoda rewelacja, noga zaczęła podawać i te plecaki… Idziemy wioska za wioską. Prawdziwa prowincja i prawdziwe wiochy i trochę prawdziwego bałaganu. Potem lasy, źródła Oise i przed piątą jesteśmy w klasztorze. Ojciec hotelarz, dwie „jedynki”, opłata – ofiara „co łaska”. Pięknie odrestaurowany cysterski klasztor. Zwiedzamy kościół, spacerujemy po przepięknym parku. Wspaniałe zakończenie pobytu w zielonej i bardzo gościnnej Walonii. Jutro już Francja.