ETAP 76 – 10.10.2013 Balagny – Chantilly (15 km)
Z właścicielką kwatery żegnamy się bez entuzjazmu, pewnie przypadkiem zapomniała, że reklamuje swe noclegi z 30 % zniżką dla pielgrzymów. Śniadaniowa atmosfera nie sprzyjała roztrząsaniu tego tematu. Przed nami krótki etap. Chłodny poranek. Dochodzimy do Senlis. Bardzo interesujące miasteczko. Szkoda, że pogoda niezbyt zachęca do jego zwiedzania. Przenikliwy chłód i wilgoć. Stemplujemy się w IT, chodzimy starymi uliczkami wśród kamiennych domów, wstępujemy do kościoła. Jeszcze kakao na rozgrzewką i zakupy leków w aptece („bierze mnie”). Za miastem idziemy trasą pieszą GR 12, która przebiega znaną nam już rzymską drogą Brunehaut. Wchodzimy do Lasu Chantilly. Mży, później trochę pada, i tak na zmianę. Nie ma tragedii, ale też żadnych rewelacji. Skręcamy w GR 11 i idziemy na niektórych odcinkach trasami dla galopujących koni, musimy zachowywać ostrożność. Dochodzimy do Chantilly, dla zwiedzenia którego, zrobiliśmy w naszych planach odstępstwo od Szlaku. Całe założenie jest rzeczywiście imponujące: renesansowy zamek, kiedyś siedziba rodu Conde, pełen rozmachu park i słynny tor wyścigów konnych. Przechodzimy obok zamku, zatrzymujemy się na chwilę i mamy świadomość, że nie wrócimy tu po zakwaterowaniu w hotelu. Pada, a ja jestem przeziębiony. Ze zwiedzania nici. Nie popróbujemy także kremu Chantilly. Miał być krótki etap i relaks w ekskluzywnym miejscu, zostały leki i zalewane zupki w hotelu.