ETAP 79 – 24.03.2014 Paryż – Longpont sur Orge (24 km)
W piątek 21. marca po południu jedziemy do Zgorzelca. Tam tradycyjnie nocleg u naszej hospitaleiro. Rano w sobotę wyruszamy do Francji. Tym razem poruszamy się autem. Dojeżdżamy do Metz na zamówiony nocleg. Wycieczka do centrum miasta niezbyt udana, zimno, zamknięta już katedra. Nie mamy ochoty na dalszy spacer, wracamy do hotelu. W niedzielę rano wyjeżdżamy do Paryża. W mieście jesteśmy w południe, zostawiamy samochód na zarezerwowanym parkingu i kwaterujemy się w Ibisie przy Placu Włoskim. Idziemy pieszo na drugi kraniec centrum miasta, do dworca Paryż Est, gdzie skończyliśmy naszą wędrówkę na jesieni zeszłego roku. W okolicach Centrum Pompidou jemy nasze pierwsze naleśniki, a potem dochodzimy do Saint Jacques Tour. To prawdziwy początek Drogi Tureńskiej. Zdobywamy super pieczątkę i wyruszamy w kierunku katedry Notre Dame. Zaczyna padać i robi się chłodno. Wchodzimy do środka świątyni i znowu ważny stempel w pielgrzymim paszporcie. Potem już na łacińskiej stronie miasta idziemy na uliczkę Monfetard, powtórka z naleśników i droga powrotna do hotelu. Niestety, prognozy pogody na najbliższe dni są nieciekawe. To nas trochę martwi. Rano w poniedziałek wyruszamy na etap „miejski”, czyli cały czas ulicami Paryża i jego przedmieściami. Idziemy „swoją” trasą do Longpont sur Orge, gdzie udało się nam dogadać nocleg. Mamy wydrukowane dokładane mapy i rozpiskę trasy. Idziemy jak po swoje. Najpierw prawdziwy Paryż, potem już przedmieścia, każde o swojej własnej specyfice. Dochodzimy do strefy lotniska Orly, którą udaje nam się bez problemów ominąć. Mnóstwo latających samolotów i pułap ich lotów wskazuje, że jesteśmy w bezpośrednim sąsiedztwie tego najbardziej znanego francuskiego portu lotniczego. Wbrew obawom pogoda jest super, raz nawet odpoczywamy na trawie, leżąc samych koszulkach. Jedyny problem to prawa noga Oli. Na nocleg dochodzimy do schroniska organizacji katolickich, które prowadzi, pochodząca z Bydgoszczy pani Małgorzata. Jesteśmy jej jedynymi gośćmi (poniedziałek). Warunki skromne, ale można tu spokojnie odpocząć. Zachęceni przez gospodynię, po krótkim odpoczynku, wyruszamy na spacer do miejscowej bazyliki. I dobrze, że poszliśmy. Perełka, tysiąc lat. Ważna miejsce na jakubowym szlaku. Trafiliśmy na mszę. Niezwykła atmosfera. W wielkim romańskim wnętrzu kilkanaście osób i murzyński ksiądz. Po mszy prosimy sympatycznego księdza o pieczątkę. Trochę trudności językowych, ale dogadujemy się. Nie jest stąd, dojeżdża „gościnnie” z Paryża. Pieczątkę od miejscowych, jednak wydębił. Życzy nam dobrej drogi i obiecuje „wstawiennictwo”. Po wizycie w kościele jeszcze zakup ciepłej bagietki, eklerki i napoleonki. A co? W końcu mam imieniny. W sumie miało być nieciekawie, przy złej pogodzie, a wyszło całkiem, całkiem.