ETAP 86 – 31.03.2014 Meung sur Loire – Muides sur Loire (Blois) (29 km)
Wychodzimy 7:15. Pogoda w porządku. Problem, czy Ola dojdzie? Dziś ma być luźniej. Nie mamy umówionego noclegu, ale mam parę adresów w Muides. Przechodzimy przez centrum Meung. Stare uliczki, kanały młyńskie, tereny zamku, związane z historia F.Villona. Na pewno, można by tu spędzić ciekawie pół dnia. Klimatyczne stare miasteczko. Idziemy wzdłuż małej rzeczki, piękna trasa. Potem znowu Loara. Po 8 km Beugency. Stary most. Miasteczko trochę podobne do Meung. Stare uliczki, kościoły (jeden odrobinę zwiedzamy). IT zamknięta. Poniedziałek. W aptece plastry i maść na bóle nóg. Droga wzdłuż Loary prowadzi nas do jednej z najstarszych francuskich elektrowni atomowych, która jest zlokalizowana na wyspie. Robimy postój, zmęczenie i nogi Oli dają znać o sobie. Nie jest najgorzej, jednak cały czas posuwamy się do przodu i pomimo trudności robi się niezły etap. Na kolejnym postoju zaczynamy dzwonić w sprawie noclegu w Muides. Niestety, albo automatyczne sekretarki, albo brak miejsc. W końcu most w Muides. Bardzo długi. Spotykamy miłego gościa. Mówi, że z noclegiem może być problem i poleca nocleg w kierunku Chambord. Ja przypominam sobie, że jest tani hotel w pobliskim Saint Dye, 4 km od Muides. Gość zawozi nas autem. Wysiadamy. Musiałem coś pomylić, nie ma hotelu typu „Etap”. Prywatna kwatera zajęta. Zaczynamy szukać. Polecają nocleg z lepszej półki. Jesteśmy zdecydowani, nawet na drogi. Dochodzimy. W hotelu nie ma nikogo. Łazimy, szukamy, żywej duszy. Zaczyna się problem. Pytamy przypadkowego gościa na ulicy, mówi, że musi być czynne. Wracamy jeszcze raz. Duży pałac, ogród i ani żywej duszy. Decyzja, łapiemy stopa do Blois. Jutro wrócimy do Muides. Problem, nie zatrzymują się. Idziemy zdesperowani przez St Dye, w kierunku Blois. Bijemy się z myślą co robić. Stoi młody facet o wyglądzie satanisty, narkomana etc. Niechętnie przystajemy na rozmowę. Żadnego języka. Nie mamy pewności, czy jest w pełni formy. Ale on coś mówi, że nas zawiezie do Blois. Z bardzo mieszanymi uczuciami decydujemy się wsiąść do auta. Pomimo wątpliwości, ruszamy. Jedzie szybko, ale pewnie. Rozmowa, nie rozmowa. Zawozi nas pod Formułę. Proszę aby zaczekał. Niestety, z tanich hoteli F1 zrobiły się noclegownie dla nieciekawych typów. Na dziś wystarczy folkloru. Jedziemy do hotelu Ibis. Pytam po niemiecku. Brak miejsc. Oli angielski jest skuteczniejszy. Są. Uf! Dziękujemy facetowi, który okazał się młodym życzliwym człowiekiem. Mało. Aniołem w niekonwencjonalnej charakteryzacji. Oj, jak on nam pomógł! Kwaterka, spacer do azjatyckiego baru, uczta. I parę problemów na jutro. Dziś jednak daliśmy radę. Jesteśmy zmęczeni, ale wykąpani, jest internet, jest pranie. Nie żal tych „paru” euro. Kupiliśmy trochę luzu. A jaka mogła być nocka?. Tylko jak jutro wrócić do Muides?