Etap 12 11.09.2017 Mikulov – Asparn an der Zaya 35 km
Po półrocznej przerwie wracam na trasę. Z Jesenika, czeskimi pociągami dostaję się do Mikulova. W niedzielę 10 września wieczorem w miasteczku widać „sezon winobrania”. Sporo gwaru i podchmielonych niedobitków. Nocleg. W nocy bardzo mocno pada. Dla pierwszego etapu mam sporo respektu. Po dokładnej analizie okazuje się, że może będzie to aż 37 km. Do tego, przed wyjazdem, tym razem praktycznie nie trenowałem, a swoich szlakowych butów na nogach nie miałem pół roku. Całe wakacje spędziłem w sandałach lub klapkach. Ale kto powiedział, że ma być lekko. Wychodzę o 6:00. Jest pochmurnie i mglisto, jednak nie pada. Po 4 km, polną drogą dochodzę do Austrii. Po kolejnych czterech jestem w Kleinschweinbarth, wiosce z małym schroniskiem dla pielgrzymów, znajdującym się w pobliżu miejscowego kościoła. Pagórki i winnice, zbliżam się do Falkenstein. Mgła nie pozwala zobaczyć okolicy ze znajdującymi się na pobliskim wzgórzu ruinami okazałego zamku. Falkenstein ma swój urok. Duży, dominujący nad miasteczkiem kościół oraz nastawiony na odwiedzających miejscowość „mały Grinzing” – uliczkę Kellergasse z 65 starymi składami wina. Za miasteczkiem pod górkę i w las, ciekawie poprowadzoną trasą zbliżam się do Poysdorf. Przed miasteczkiem postój. Punkt odpoczynku w formie, a jakże, składu wina. Otwarta ziemianka, w środku oczywiście na poczęstunek wino, na zewnątrz ławeczka. Sympatyczne nawiązanie do tradycji produkcji wina w tych okolicach. Idę przecież przez Weinviertel. W Poysdorf małe zakupy, dalej elektrownie wiatrowe i lasy. W nogach mam już dobre 20 km, a jeszcze sporo przede mną. Muszę przyznać, że moja droga, prowadząca częściowo dolnoaustriacką trasą św.Jakuba i szlakiem wina, ma wiele uroku. Na końcu leśnego kompleksu duża cola. W knajpce, gdzie gospodyni nie ma ani elektryczności, ani wodociągu (wszystko agregaty), chwila sympatycznej rozmowy i dalej w drogę. Najpierw zwykłą szosą do Siebenhirten, potem jeszcze parę km polami do Asparn. Z nawigacją nie mam żadnych kłopotów. Program mapy.cz rewelacja, przekonam się o tym jeszcze wiele razy. W Asparn jeszcze 2 km, zakupy i klasztor minorytów z umówionym noclegiem. Pragnienie odpoczynku duże. Nic z tego. Dzwonię, pukam, pytam, szukam. Nie ma nikogo. Zaczyna padać i ogólnie robi się nieciekawie. Jeszcze raz próbuję kogoś znaleźć. Niestety, bez efektu. Zrezygnowany postanawiam poszukać innego noclegu. Nie tak prosto, dwie próby i 0:2. Jeszcze raz dzwonię na klasztorny numer i tym razem zakonnik odbiera. Wracam do klasztoru, podjeżdża gospodarz. Mam spanie. W rewanżu „za moje krzywdy” zmniejszam zaplanowaną ofiarę za nocleg o połowę :-).