Etap 20 19.09.2017 Mariazell – Seebergalm 23,5 km
W Mariazell rozpoczynam następny etap mojej drogi Mariazeller Gruenderweg o długości ok. 200 km. Moim celem jest klasztor Sankt Lambrecht. To właśnie z tego klasztoru – matki w 1157 roku wyruszył mnich Magnus, aby na dalekich klasztornych rubieżach założyć Mariazell. Przez kolejne 8 dni będę pokonywał drogę Magnusa, idąc w przeciwnym niż on dziewięć wieku temu kierunku. Prognozy pogody sprawdzają się w 100 %, osiem godzin w deszczu, chwile oddechu w paśnikach bądź w wiatach na pojemniki z odpadami. Dochodzę do Brandhof, niegdyś górskiej farmy będącej w posiadaniu opactwa w St.Lambrecht. W 1818 roku gospodarstwo nabył młodszy brat cesarza Franciszka I, arcyksiążę Johann. Arcyksiążę zamierzał tu zbudować modelową farmę dla zwierząt wysokogórskich. Gdy odziedziczył 200 000 guldenów spadku, był w stanie zrealizować swe plany. W ciągu następnych lat rozbudował i przekształcił posiadłość w pałac w stylu myśliwskim. W nowo wybudowanej kaplicy pałacowej arcyksiążę poślubił Annę Plochl, córkę poczmistrza z Aussee. Na uznanie tego związku przez swego brata musiał poczekać 6 lat. W 1834 r. Anna Plochl otrzymała szlachetny tytuł “Dame von Brandhofen”. Johann lubił przebywać w Brandhofie, który służył jemu i jego polującym gościom jako baza dla polowań na kozice. Plucha. Mam ochotę zjeść coś ciepłego. Niestety, nawet jak czasami coś się już po drodze napotka, to i tak zamknięte. W końcu dochodzę do klimatycznej prawdziwie alpejskiej wioski. Co prawda, do mety mam już niedaleko, ale postanawiam wejść do reklamowanej, jako otwarta knajpy. Łapię za klamkę. I okazuje się, że niestety. Knajpa jest zamknięta. Idę pod górę i po półgodzinie dochodzę do celu. Pensjonat wygląda na nieczynny. Dzwonię do właścicieli, facet tłumaczy mi żebym wrócił na dół, do wioski przez którą przechodziłem. Jestem dość asertywny i gość mówi żebym poczekał, to po mnie przyjedzie. Faktycznie po paru minutach pojawia się, jedziemy w dół. Oczywiście do knajpy, która była zamknięta. To tutaj miałem zabukowany nocleg. Coś sobie wbiłem w głowę, że to musi być dalej, i poszedłem w górę. Gospodarze zaś nie mogli się zrozumieć, jak to się stało, że mieli zamknięty lokal. W sumie wszystko skończyło się szczęśliwie, a para Niemców, którzy wybrali do życia to miejsce, okazała się naprawdę w porządku.